Ze sklepu. Choć faktycznie dotychczas było z tym różnie. Ja w sumie nie miałem problemu bo mam pozwolenie nie broń (z zakupem za okazaniem pozwolenia nie było problemu), ale od czasu interpretacji tych przepisów na ten temat przez sąd najwyższy w niektórych (choć z tego co wiem nielicznych) sklepach sprzedawano proch normalnie bez żądania pozwolenia.jaskin pisze:Poparcie rodziców jest jak najbardziej.A skąd bierzecie proch?
Ludzie uzyskiwali proch w różny sposób, bo tylko zakup był utrudniony - posiadanie już nie. Kupowali w Czechach, ktoś mógł proch użyczyć, na części strzelnic sprzedawano proch do wystrzelenia na miejscu itd. Było trochę tak jak za PRL - niby w sklepach nie ma, a wszyscy mieli.
W każdym razie jakoś nie zauważyłem, aby moi koledzy nie mający zezwoleń na broń mieli problem z uzyskaniem prochu. Obecnie po wejściu w życie nowelizacji ustawy (podobno w dzienniku ustaw nr 38 czyli może pojawi się dziś czy jutro), ta kwestia została unormowana. Czyli ma być dostępny za okazaniem dowodu i EKB. Czas pokaże jak będzie wyglądała praktyka.
Wybacz, ale zwalanie wszelkiego zła tego kraju na PRL jest tak "modne" jak błędne. W PRL nie było negatywnego stosunku do broni. To nie PRL takowy wytworzył i to nie ma nic wspólnego z "mentalnością PRL". Kompletnie błędne założenie.rybak pisze:Wiadomo jakie są w Polsce opinie na temat broni.PRL swoje zrobiło w mentalności ludzi,mimo że za PRLu ludzie mieli bliższy kontakt z bronią niż teraz,choćby z przedmiotów z PO.
Pomimo faktu, że prywatne strzelectwo nie istniało (jedynie łowiectwo było dostępne, choć dużo relatywnie dużo droższe niż obecnie, a przez to bardziej "elitarne") - nawet na wiatrówkę było pozwolenie. Jedyną chyba możliwą formą były kluby strzeleckie nastawione na strzelectwo wyczynowe (choć z racji państwowości wszystkiego, lepiej finansowane, a przez to mające chyba więcej sekcji młodzieżowych np. przy tzw. szkołach sportowych), szkolne zajęcia PO (oraz letnie obozy PO) lub służba w armii. Strzelnice komercyjne nie istniały - za wyjątkiem takich w "wesołych miasteczkach", gdzie strzelało się z wiatrówki do patyczków. A i do wojska szli wszyscy (a to wojsko miał z czego strzelać) - to i kontakt z bronią był praktycznie w całym społeczeństwie.
Negatywny stosunek społeczeństwa do broni to wytwór już demokratycznej Polski po 1989 roku. W PRL problem przestępczości praktycznie nie istniał, bo normalnym jest że w państwach totalitarnych przestępczość pospolita jest zdecydowanie mniejsza. Bolączką zwykłego człowieka było włamanie do piwnicy, a nie groźba napadu rabunkowego. Owszem zdarzały się zabójstwa z użyciem broni, ale było ich bardzo mało. Zastrzelenie milicjanta przez bandytę też trafiało się tak rzadko, że do dziś pamiętam nazwisko sierżanta MO, którego zastrzelono w czasach mojej młodości - taka to była "afera" i społeczne oburzenie samym faktem zastrzelenia przedstawiciela prawa przez bandytę.
Nie było problemu przestępczości, to nie było negatywnego stosunku do broni - ludzie się jej nie bali. Do dzisiaj popełnia się kolejny błąd kojarząc negatywny stosunek do prywatnej broni z Milicją oraz milicjantami i często różnego typu osobnicy nazywają policjantów niechętnych broni "milicjantami". Nic bardziej błędnego. Po zmianie ustroju znacznie łatwiej było uzyskać zezwolenie na broń niż obecnie. Funkcjonariusze na stanowiskach, wywodzący się przecież z MO bynajmniej nie byli niechętni "programowo" tworzącemu się prywatnemu strzelectwu. Gdy powstawały pierwsze niepaństwowe kluby strzeleckie wielu było bardzo przychylnych i do dzisiaj są wspominaniu bardzo sympatycznie przez ludzi, którzy wtedy to tworzyli.
Dawni milicjanci nie widzieli jakiegoś wielkiego zagrożenia w legalnej broni (w każdym razie nie "programowo" - jak to jest obecnie, bo to oczywiście było też indywidualne) choć przestępczość rosła lawino (początek lat 90-tych) to nie kojarzono jej z legalną bronią, a właśnie z nielegalną. To dopiero potem zaczęto krzywo patrzeć na broń. Pierwsza połowa lat dziewięćdziesiątych był strzelectwu przyjazna.
Wymysł, że "broń to zło" powstał już w tzw. IIIRP - stosunek "organów" się zmienił gdy do głosu dochodzili ludzie już często spoza dawnego MO (i na coś musieli zwalić swoje niepowadzenia i nieudolność w walce z przestępczością) i gdy media zaczęły robić różnego typu histerie kojarząc dostęp do broni ze wszelkim złem. Poglądy społeczne są kształtowane przez media szukające "newsów",afer i sensacji. Tylko zła wiadomość się sprzedaje, nikt nie chce oglądać normalności. Nakręca się więc wszystko do granic możliwości i eksploatuje każdy temat do bólu (t.j do ostatniej złotówki którą można z tego wycisnąć). Jedyną chyba winą PRL jest to, że wtedy wszyscy wiedzieli, że "telewizja kłamie", a po zmianie systemu nagle ludziom się zaczęło wydawać, że będzie mówić prawdę.
Do dzisiaj mamy jakieś dziwne zjawisko, że cokolwiek pojawi się w TV lub gazecie większość ludzi przyjmuje za prawdę. Choć tak naprawdę prawdy w mediach jest dużo mniej niż "za komuny" - wtedy uprawiano propagandę programowo - lepiej lub gorzej, a obecnie trzeba to wszystko jak najlepiej sprzedać. Większość ludzi nie potrafi zrozumieć, że wiadomość medialna to towar taki sam jak marchewka na straganie i tak samo jak ta marchewka jest spryskiwana ze zraszacza by wyglądała na świeżą. Jest to po prostu towar - najlepiej się sprzedający jak jest opakowany w ładne pudełko. To medialna histeria, powstała zresztą z czysto komercyjnej przyczyny - jak się wyeksploatuje sama zbrodnia to jeszcze można pociągnąć kawałek (zarobić kolejne kilka złotówek) na wskazaniu "zła tego świata" czyli broni.
Tak więc pomimo faktu, że PRL był kompletnie porąbanym systemem polityczno-gospodarczym to nie PRL wytworzył nie niechęci ludzi do broni. I to pomimo wysiłków ze strony władzy, która pokazywała jak to w Ameryce jest źle bo ludzie mają broń i strzelają do siebie na ulicach. Wtedy te zabiegi się nie udały - nie było negatywnego wizerunku broni w społeczeństwie. To zjawisko jest typowym wymysłem obecnych czasów - wynikiem medialnej histerii, strachu ludzi przed poważną przestępczością (praktycznie nieobecną za PRL) oraz niechęci organów policji, które głoszą często maskują swoją nieudolność w zwalczaniu przestępców zwalaniem wielu rzeczy na dostęp do broni (choć sami doskonale wiedzą, że problemem jest broń nielegalna). Do tego dochodzą politycy, który na zdezorientowanym społeczeństwie zbijają "kapitał" czyli głosy potrzebne do dostępu do "koryta".
Wystarczy, że ktoś kogoś zastrzeli (z nielegalnej broni) to zaraz jakiś nawiedzony polityk zacznie krzyczeć, że należy zakazać dostępu do legalnej broni. Jakaś część to łyknie bo nie do końca wie o co chodzi (ale kojarzy złowrogie słowo "broń"), a informacje że w przestępstwie użyto broni nielegalnej są nieśmiałe. W końcu co to za informacja? Gdyby była legalna to było by o czym gadać - kto mu dał pozwolenie, jakie to mamy złe prawo bo dopuszcza by bandyci broń mieli itd. A, że była nielegalna - a co to za news, że bandyta ma "lewą" broń, normalne jak to bandyta. Zresztą histeria idzie dalej - jak już nie starcza broni palnej to wystarczy, że kogoś zadźgają to jeszcze bardziej "nawiedzeni" i godni pogardy politycy zaczną krzyczeć, żeby zakazać noży. I histeria się napędza - zawsze jakaś grupa ludzi wierzy w to co mówią nawet skrajni i "nawiedzeni" politycy, zawsze to kilka głosów w najbliższych wyborach, bo przecież większość ludzi i tak nie rozumie o co chodzi w państwie (gospodarce, prawie etc.) i głosuje pod wpływem tego co im pokażą w TV.
Trochę się rozpisałem i zrobiłem sporo off top - ale uważam, że trzeba zdać sobie sprawę, że niechęć społeczeństwa do broni nie jest wytworem PRL (nie można każdej głupoty zwalać na PRL - choć to faktycznie łatwe, "to przez PRL" i to niby załatwia problem), a w służbach policyjnych nie ma nic wspólnego z dawną Milicją. Ta niechęć jest typowym wytworem czasów obecnych i mentalnością społeczeństwa "ogłupionego" TV i bredniami naszej żałosnej klasy politycznej (bez względu na reprezentowaną partię zresztą).
Wbijmy sobie to do głowy (dobre "rozpoznanie wroga" to połowa sukcesu) - bo wtedy łatwiej będzie z tą niechęcią społeczeństwa "walczyć" i ich "uświadamiać" jak jest w rzeczywistości oraz że legalna broń nie stanowi zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego.