Być może te rozbieżności wynikają z różnych stref czasowych - może stację zdeorbitowano o takiej godzinie, że powiedzmy w Londynie był jeszcze 24 stycznia a w Moskwie już 25.AKMSN pisze:Według anglojęzycznej Wikipedii stację zdeorbitowano 24 stycznia 1975 roku, tak więc w tym samym dniu w którym strzelano z armaty
Armata automatyczna w kosmosie
Moderator: Moderatorzy
Re: Armata automatyczna w kosmosie
Pozdro
Speedy
Speedy
Re: Armata automatyczna w kosmosie
Prawda jest taka, że że jak odpalili armatę to stację zepchnęło z orbity i tyle .
ukłony...
Re: Armata automatyczna w kosmosie
Prawda jest taka że stacja popełniła samobójstwo a zdeorbitowanie miało je tylko zatuszowaćmaziek pisze:Prawda jest taka, że że jak odpalili armatę to stację zepchnęło z orbity i tyle .
Wszystko co widzisz można trafić , to tylko kwestia ilości amunicji.
Re:
Na jakim mrozie?asasello pisze:No Robal2pl myśle że z braku atmosfery pocisk poleci dużo dalej.
Mnie zastanawia co innego- jak zwykła stal lufowa znosi strzelanie w tak niskich temperaturach?
Do tego jaki będzie faktyczny kaliber na takim mrozie?
Niby z czym ma tam przebiegać wymiana ciepła?
Przez świecenie lufy?
Proponuję nasypać do termosu żaru z pieca, i sprawdzić jak stygnie w próżni, w termosie między ścianami jest próżnia.
Jak otworzymy ponownie na drugi dzień to będzie tam ciepło czy zimno?
Re: Armata automatyczna w kosmosie
Czy ten żar się porusza np. w komorze zamkowej?
Niechaj problemy naszych problemów będą naszymi radościami.
Re: Re:
Dokładnie właśnie tak. Dlatego zakłada się ekrany zagrzejnikowe z folii alu. Choć to mniej wydajnie, w warunkach ziemskich wypromieniowywanie ciepła ma wkład około 20% do stygnięcia, czyli bez konwekcji rzeczy stygną 5 razy wolniej. Można obłożyć tę lufę radiatorem, zwiększając jej powierzchnię pięciokrotnie i zapewniając odpowiednie tempo stygnięcia. Można także chłodzić ją na wiele sposobów. Być może jednak sama pojemność cieplna lufy schłodzonej w pobliże zera bezwzględnego wystarczy do oddania serii o wymaganej długości.Jacek1 pisze:Niby z czym ma tam przebiegać wymiana ciepła?
Przez świecenie lufy?
ukłony...
Re: Armata automatyczna w kosmosie
Są dane czy armata była smarowana jakimś smarem?
Niechaj problemy naszych problemów będą naszymi radościami.
Re: Armata automatyczna w kosmosie
Lufa nie ostygnie do temperatury zera absolutnego w żadnym rozsądnym czasie. Wynika to z minimalnej energii wypromieniowanego fotonu.
Zamiast smaru używa się plastiku (teflonu) w takich warunkach.
Podejrzewam, że nie ma co kombinować z radiatorem aluminiowym, tylko zrobić lufę ze stopów aluminium, ponieważ stal w takich warunkach (długi czas stygnięcia) popełznie. Odpowiedni - niskotemperaturowy proch i inne cuda niezbędne aby taka armata nie była jednorazowa.
To raczej tylko ciekawostka koncepcyjna, równie dobrze mogliby strzelać z łuku. Nie byłoby to o wiele bardziej przestarzałe
Zamiast smaru używa się plastiku (teflonu) w takich warunkach.
Podejrzewam, że nie ma co kombinować z radiatorem aluminiowym, tylko zrobić lufę ze stopów aluminium, ponieważ stal w takich warunkach (długi czas stygnięcia) popełznie. Odpowiedni - niskotemperaturowy proch i inne cuda niezbędne aby taka armata nie była jednorazowa.
To raczej tylko ciekawostka koncepcyjna, równie dobrze mogliby strzelać z łuku. Nie byłoby to o wiele bardziej przestarzałe
Re: Armata automatyczna w kosmosie
A energia wypromieniowanego fotonu jak zależy od jego częstości?Jacek1 pisze:Lufa nie ostygnie do temperatury zera absolutnego w żadnym rozsądnym czasie. Wynika to z minimalnej energii wypromieniowanego fotonu.
ukłony...
Re: Armata automatyczna w kosmosie
Weźcie pod uwagę, że na niskich orbitach jest dość ciepło.
W wyższej warstwie, w termosferze temperatura ponownie rośnie z wysokością osiągając na wysokości około 120 km temperaturę 100oC, a na wysokości 400 km około 1 500oC. Związane jest to z pochłanianiem przez cząsteczkowy tlen (O2) i azot (N2) promieniowania słonecznego. W dolnej części termosfery (do wysokości 300 km, a nawet 800 km) powietrze jest silnie zjonizowane, stąd nazywa się ją też jonosferą. Występuje tu zjawisko zorzy polarnej, czyli świecenia zjonizowanych atomów tlenu i azotu.
Dziesiątek
Okruch
Okruch
Re: Armata automatyczna w kosmosie
Miara temperatury przy ciśnieniu zbliżonym do próżni nie jest intuicyjna. Temperatura w sensie fizycznym to średnia energia cząsteczek (w tym przypadku - gazu). Średnio więc na sztukę taka cząsteczka ma tam energię taką, jak w palniku gazowym na ziemi, ale liczba tych cząsteczek w objętości jest znikoma, ciśnienie na orbicie LEO to od kilku do kilkuset nanoPaskali - to jest w okolicy albo i lepiej od standardu laboratoryjnej próżni ultra wysokiej. Liczba cząsteczek w objętości jest tam mniejsza od tego, co na powierzchni Ziemi o dziesięć-kilkanaście rzędów wielkości czyli np 10 miliardów razy i więcej. Przy czym mimo znikomości ciśnienia waha się tam ono znacznie kilkadziesiąt-kilkaset razy głównie z powodu aktywności Słońca a konkretnie wdmuchiwaniu wiatru słonecznego
Problemem może być raczej bezpośrednie grzanie przez Słońce, bo obiekty wystawione na bezpośrednie promieniowanie nagrzewają się z kolei mocno (dlatego jeśli chodzi o korpusy, to dominuje kolor srebrny lub biały). Biorąc pod uwagę, że typowa orbita to np 90 minut, to połowa tego jest w Słońcu. Z powodu tego typowo temperatura satelity nie spada poniżej minus 180 st. C bo nie zdąży ostygnąć.
Problemem może być raczej bezpośrednie grzanie przez Słońce, bo obiekty wystawione na bezpośrednie promieniowanie nagrzewają się z kolei mocno (dlatego jeśli chodzi o korpusy, to dominuje kolor srebrny lub biały). Biorąc pod uwagę, że typowa orbita to np 90 minut, to połowa tego jest w Słońcu. Z powodu tego typowo temperatura satelity nie spada poniżej minus 180 st. C bo nie zdąży ostygnąć.
ukłony...
Re: Armata automatyczna w kosmosie
Ależ tu niektórzy kombinują...
Generalnie większym problemem na orbicie jest oddawanie ciepła. W statku kosmicznym przybywa go nie tylko od nasłonecznienia, ale przede wszystkim na skutek pracy rozmaitych mechanizmów, elektrycznych urządzeń itd. Raczej jest problem ze schładzaniem się. Więc w rozważanym tu przypadku można by się spodziewać raczej problemów z chłodzeniem działka, gdyby przyszło z niego bardziej intensywnie postrzelać.
Jeszcze jednym potencjalnym problemem mogą być niewypały związane z rozszczelnieniem naboju (ale zapewne przy produkcji kosmicznej amunicji szczególnie starannie o to uszczelnienie zadbano). Chodzi o to, że proch (szczególnie bezdymny) pali się tym szybciej, im większe jest ciśnienie; a przy zerowym ma trudności z zapaleniem się w ogóle. Więc gdyby w łusce całkiem nie było powietrza, zapłon niemal na pewno przebiegałby nieprawidłowo.
Generalnie większym problemem na orbicie jest oddawanie ciepła. W statku kosmicznym przybywa go nie tylko od nasłonecznienia, ale przede wszystkim na skutek pracy rozmaitych mechanizmów, elektrycznych urządzeń itd. Raczej jest problem ze schładzaniem się. Więc w rozważanym tu przypadku można by się spodziewać raczej problemów z chłodzeniem działka, gdyby przyszło z niego bardziej intensywnie postrzelać.
Jeszcze jednym potencjalnym problemem mogą być niewypały związane z rozszczelnieniem naboju (ale zapewne przy produkcji kosmicznej amunicji szczególnie starannie o to uszczelnienie zadbano). Chodzi o to, że proch (szczególnie bezdymny) pali się tym szybciej, im większe jest ciśnienie; a przy zerowym ma trudności z zapaleniem się w ogóle. Więc gdyby w łusce całkiem nie było powietrza, zapłon niemal na pewno przebiegałby nieprawidłowo.
Pozdro
Speedy
Speedy
Re: Armata automatyczna w kosmosie
Ja przypuszczam, może się mylę, że oni się specjalnie nie wysilili, tylko zrobili próbę "czy to by działało". Co do odprowadzania ciepła to chyba dość jasno wynika z wyżej napisanego. Np. taki wahadłowiec, zaraz po wejściu na orbitę musiał otworzyć ładownię, bo radiatory miał na wewnętrznej stronie pokryw. W razie niepowodzenia tego manewru musiałby zejść w krótkim czasie z orbity z powodu niemożności odprowadzenia nadmiaru ciepła. Mimo tych problemów jakoś te statki latają, nie sądzę więc, żeby chłodzenie luf było jakimkolwiek problem technicznym na przeciw takiego np. chłodzenia dyszy silnika rakietowego, rozwiązanego przez von Brauna w V2 (ku zdziwieniu Anglików).
Co do szczelności nabojów a konkretnie m.m. - to może w tym wypadku był on zmieszany z wypełniaczem ("zalewany")?
Co do szczelności nabojów a konkretnie m.m. - to może w tym wypadku był on zmieszany z wypełniaczem ("zalewany")?
ukłony...
- waliza
- Site Admin
- Posty: 9664
- Rejestracja: 30 marca 2004, 21:28
- Lokalizacja: Teneryfa, albo inna wyspa z taka samą flagą
- Kontakt:
Re: Armata automatyczna w kosmosie
Współczesne naboje z zasady są dość szczelne. Wszystko wciskane, obciskane, zawalcowane i często dodatkowo paćkane różnymi klejami i lakierami. To nie Lebel
nie chcę mieć racji, szukam prawdy/ Baikal 27/ Weatherby PA08/ Hatsan Escort Magnum.
Re: Armata automatyczna w kosmosie
Hej
Jeśli pamiętasz słynny wypadek Apollo 13 (dla niezorientowanych, w skrócie: w drodze na Księżyc eksplodował zbiornik z tlenem, zasilający jedno z ogniw paliwowych, pozbawiając załogę większości energii elektrycznej, zapasów wody i środków do regeneracji powietrza; uratowali się wykorzystując zasoby lądownika księżycowego, m. in. jego silniki do wykonania manewrów powrotu) - o ile się nie mylę, to po wyłączeniu ogrzewania i w ogóle wszystkiego co tylko się dało, temperatura w przedziale załogowym Apollo spadła do +4 st.C. A więc nie była jakoś specjalnie niska...
Też tak myślę, takie bardzo wstępne eksperymenty "na wszelki wypadek".maziek pisze:Ja przypuszczam, może się mylę, że oni się specjalnie nie wysilili, tylko zrobili próbę "czy to by działało".
No jasne, a chodziło mi raczej o podkreślenie tego, że obawy przedmówców o możliwości "przemarznięcia" działka były chyba nieuzasadnione.maziek pisze:, nie sądzę więc, żeby chłodzenie luf było jakimkolwiek problem technicznym
Jeśli pamiętasz słynny wypadek Apollo 13 (dla niezorientowanych, w skrócie: w drodze na Księżyc eksplodował zbiornik z tlenem, zasilający jedno z ogniw paliwowych, pozbawiając załogę większości energii elektrycznej, zapasów wody i środków do regeneracji powietrza; uratowali się wykorzystując zasoby lądownika księżycowego, m. in. jego silniki do wykonania manewrów powrotu) - o ile się nie mylę, to po wyłączeniu ogrzewania i w ogóle wszystkiego co tylko się dało, temperatura w przedziale załogowym Apollo spadła do +4 st.C. A więc nie była jakoś specjalnie niska...
Pozdro
Speedy
Speedy