Apolinary Koniecpolski pisze:A coś podobnego nie wyszło przy badaniach które doprowadziły do powstania 223rem?
Bodaj pociski o za dużej (22 z łuską gabarytowo podobną do 243win) i za małej Ek czy V(chyba jakiś przeszyjkowany 30carbine) nie za bardzo chciały w celu koziołkować i fragmentować, a taki pocisk z 5.56x45(poza skrajnie małymi i dużymi dystansami) był do tego wyjątkowo chętny.
Na ile wiem, niczego takiego wtedy (kiedy wymyślano takie pociski, II połowa lat 50. powiedzmy) nie robiono. Stwierdzono od razu, że lekkie szybkie pociski szybko oddają energię w celu więc siła rażenia jest dostatecznie duża i styka. Nikt o ile wiem nie kombinował tam nic wtedy pod katem zwiększania siły rażenia, sztucznego wymuszania koziołkowania itp.
Jeszcze to co Okruch napisał:
W mojej koncepcji rdzeń (penetrator) jest wolframowy, otoczony koszulką ołowianą i płaszczem miedzianym, lub - wersja eko friendly - rdzeń z płaszczem miedzianym. Płaszcz (i ew. koszulka) grzybkują i wyhamowują - ale penetrator wyrwany siłą bezwładności z płaszcza (koszulki) penetruje sobie dalej...
Czym to się właściwie różni od zwykłego pocisku ppanc. z twardym rdzeniem? Tym, że rdzeń się uwolni już przy jakimś słabym uderzeniu? No ok, ale większość masy pocisku stanowi właśnie ów rdzeń, a więc niesie większość jego energii, a więc zabierze ją ze sobą i tyle - wcale nie odda jej szybko w celu, a to jak rozumiem było twoim hmm celem
niezbyt zręcznie mi się to napisało.
Bardzo ciekawą próbę połączenia dużej zdolności przebijania lekkich pancerzy z dużą siłą rażenia ludzi podjęli Niemcy a konkretnie firma HK w I połowie lat 70. ub.w. Zgodnie z ówczesną modą pracowali oni nad bronią mikrokalibrową, bardzo eleganckim karabinkiem HK 36 (nie mylić z HK G36, to coś zupełnie innego) kal. 4,6x36 mm. Nabój nie był jakiś supermocny, energia koło 1100 J, obliczony na efektywną odległość 300 m. No więc by uzyskać wspomnianą efektywność kolesie zrobili ten pocisk dosyć długi i ciężki - 3,6 g (tyle co "stary" 5,56x45, o znacznie większym wszak kalibrze). Pocisk miał wolframowy rdzeń dzięki czemu miał tę zadowalającą zdolność przebijania, nie pamiętam w tej chwili jaką ale chyba mam to w domu w jakiejś publikacji, jak znajdę to napiszę w weekend). No a żeby zwiększyć siłę rażenia goście postanowili wymusić drastycznie koziołkowanie. Wierzchołek pocisku miał niesymetryczne wgłębienie przypominające nieco jak gdyby odcisk maleńkiej łyżeczki (stąd niemieckie określenia Löffelspitz, Löffelgeschosss... a po polsku ostrołuk łyżeczkowy chyba). Wyglądało to tak: (zdjęcie z wiki)
W powietrzu taka niewielka asymetria nie miała znaczenia (pocisk nie był zresztą bardzo szybki, Vo=780 m/s bodajże) natomiast wewnątrz celu żywego następowało niezwykle gwałtowne i intensywne koziołkowanie, a więc energia oddawana była bardzo szybko. Kojarzę fotkę z jakiegoś artykułu, z testów przy strzelaniu w blok mydła czy plasteliny, w którym kontrolny pocisk 7,62x51 wyrwał spora dziurę, 5,56x45 dziurę znacznie większą, natomiast 4,6x36 wywalił dziurę iście przeogromną, można rzec dziurę dziur, przy której tamte dwie wyglądały po prostu żałośnie