Dwa posty pod rząd!
Wprawdzie poniższe było częścią Twojej dyskusji z Madrianem, ale po namyśle, postanowiłem się wtrącić z moimi złamanymi 3 groszami.
Powtórzę się i zacznę: Znów Matti masz rację, ale.....tym razem zbyt uogólniasz.Matti pisze:Madrianie,
Noszenie jakiejś broni na wypadek napadu to nie jest premedytacja. To jest zwykła przezorność. A jak wiadomo - PZU...
Jak Amerykanie mówią, mieszasz jabłka i pomarańcze....nie da rady.
Nie mam bujnej wyobraźni, a co ważniejsze nie jestem autorem przypowiastek dydaktyczno-kryminologicznych. Ale postaram się tym razem zilustrować mój punkt widzenia dwoma przykładami. Wymyślam je ad hoc i jak napisałem w poprzednim zdaniu, nie mam talentów twórczych, tak że te moje przypowiastki, będę miały pewne dziury. Z góry za to przepraszam. Mam zamiar je też pozostawić bez komentarzy. Ale w obu myślą przewodnią jest jak wiadomo....PZU.
Przykład Numer 1.
Jest 2 nad ranem. Współmałżonek/dziecko/rodzic/kochanka/ukochany zwierzak naraz dostał(a) ataku cukrzycy. Zadzwonię po pogotowie! O kurde! Komórka nie działa...baterie umarły! Przez nieuwagę zbiłem ostatnią ampułkę z insuliną. Muszę szybko działać, bo tym razem atak jest bardzo silny i niespodziewany. W portfelu nie ma gotówki, więc muszę szybko pobiec do bankomatu, pobrać gotówkę i natychmiast pobiec dalej do nocnej apteki, ażeby tą insulinę kupić jak najszybciej. Niestety bankomat jest tuż koło nocnej knajpy, w której to spelunce spotyka się cały kwiat szumowin. No i ażeby dostać się jak najszybciej do apteki, to muszę przebiec przez ciemny park, gdzie jak wszystkim wiadomo, w nocy się zbierają najgorsze dresy i menele. Ale muszę mojej bliskiej osobie zapewnić bezwzględnie pomoc, więc nie mogę sobie pozwolić na marnowanie czasu i gdyby ktoś mnie zaczepił po drodze, to muszę się czymś skutecznym obronić i kontynuować jak najszybciej moją misję ratunkową, aby kupić tą wybawczą insulinę. Okay, wezmę ze sobą broń (tu każdy może wpisać co kto lubi, czyli....nóż/kija bejsbolowego/sękatą laskę nabijaną ćwiekami po pradziadku/tasak/szablę wójka powstańca/wałek do ciasta/pistolet Keseru/ Glocka 17/AK47/ręczny anty-neutronowy anihilator materii/różdżkę czarodziejską i.t.d, i.t.p.) i jak ktoś mnie napadnie, to się szybko obronię i pobiegnę dalej.
Przykład Numer 2.
Była dzisiaj wypłata, a poza tym Wacek opija podwyżkę, a Józiek ma urodziny. Trzeba się będzie dzisiaj trochę rozerwać. Dawno już człowiek nie klubował, a i jakąś dziewuchę, też przy okazji warto by było wyjąć. Wpadniemy do tej starej tancbudy, bo tam też można jakiegoś procha połknąć, albo zapalić trawkę. No, ale jak tam będą kumple Franka, to może być nieciekawie, bo oni zawsze łażą kupą. Najwyżej przeniesiemy się do konkurencji, ale tam cholera są ci pie#¤%eni bramkarze, z którymi już kilka razy toczyliśmy gorące "dyskusje". Ostatnio trochę nas skopali, ale tym razem to im się nie uda. Chyba będzie warto się czymś podeprzeć, bo nas będzie tylko trzech, a tamtych, to cholera go wie ilu. Gdzie te moje podrasowane Keseru? Jednak to ja potrafię przewidująco myśleć. Przezorny zawsze ubezpieczony....he,he,he....czyli PZU. No dobra, trza gnać, bo kumple już czekają.....