Razor...ta wzmianka typu:
" *)" to mi natychmiast łzy z oczu wyciska, bo jak pojechałem po raz pierwszy w grudniu 1989 do Polski, to mnie (śp) szwagier wyciągnął natychmiast do takiego kina!
Dodatkową atrakcją było to, że mogliśmy palić "na sali" (czyli w pokoju tego "właściciela kina", a było to na Bródnie w W-wie i było to w typowym gierkowskim M3 o całkowitej powierzchni 36 metrów kwadratowych (
), a i "połóweczka" też się w czasie seansu niechcący rozbiła.
To były czasy! Za całe 500 Waszyngtonów mogłem sobie poszaleć do oporu po (rozpadającym się właśnie) PRLu, a czułem się autentycznie jak prawdziwy multimilioner, bo rzucając "dularami" na lewo i prawo bez żadnych ograniczeń finansowych, czy też "moralnych"
.....(w szczegóły nie będę się tutaj oczywiście wdawał.....
) hmmm.....konwencje moralne?.....hmmmm...., to właśnie to "kino" z moim (śp) szwagrem utkwiło mi najbardziej w pamięci.
Przypadkowo właśnie wtedy oglądaliśmy "klasyka", czyli "First Blood", czyli tego
prawdziwego Rambo, który po powrocie z 'Namu, musiał zdemolować całe miasto, bo go obywatele nie potrafili zrozumieć. No tak, dzisiaj weterani mają całą masę psychologicznych "łapiduchów" i nikt się nie wstydzi, że ma "post-traumatic stress disorder", tak że już nie ma potrzeby biegania po lesie i demolowania postrunków policyjnych".
Ale mi się jednak łza w oku kręci.