Kartki z dziejów PRLu

Moderator: Moderatorzy

Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
maziek
Posty: 9186
Rejestracja: 9 września 2006, 22:46

Re: Kartki z dziejów PRLu

#121 Post autor: maziek » 7 grudnia 2011, 22:50

Magister inż. jac-t do tablicy! ;)

Ja osobiście nic nie wiem...
ukłony...

Awatar użytkownika
bartos061
Posty: 2186
Rejestracja: 23 października 2005, 16:37
Lokalizacja: Kraków

Re: Kartki z dziejów PRLu

#122 Post autor: bartos061 » 7 grudnia 2011, 23:15

Pytam z ciekawości bo w szkole oficerskiej nas uczyli, ze każdy most jest od razu przygotowany do wysadzenia. I faktycznie - oglądałem kilka mostów i mostków i można coś takiego znaleźć. Ciekawy jestem czy cały czas się tak robi.
Nazywało się to "komora minowa" nie "komora strzałowa" jak pisałem wcześniej.
"I GOT MY GLOCK, COCKED, READY TO ROCK"
http://WWW.061.COM.PL

ch4os
Posty: 88
Rejestracja: 31 sierpnia 2011, 10:41
Lokalizacja: Łomża/Gdańsk

Re: Kartki z dziejów PRLu

#123 Post autor: ch4os » 8 grudnia 2011, 21:24

Wybaczcie ze sie wtrace, za mlody szczaw ze mnie zeby wiedziec cokolwiek o PRLu.
Phouty pisze:... Dopłynęliśmy do Nowogrodu (tam gdzie Pisa wpada do Narwii). BTW Mają tam jeszcze ten skansen? ...
Oczywiscie ze maja ;-) twardo stoi i sie poddac nie chce, zapraszam w okolice doliny Narwii.

Phouty
Posty: 5468
Rejestracja: 25 sierpnia 2008, 05:05
Lokalizacja: Terytorium Pod Obcą Okupacją

Re: Kartki z dziejów PRLu

#124 Post autor: Phouty » 9 grudnia 2011, 01:51

No dobra maziek....może i by się nie poskładały (tutaj na wszelki wypadek wolę trzymać z archtektami niż wojskowymi :wink: ), ale też budowało się wszystko jako "Festung".
Zresztą wystarczy popatrzyć na warszawski Muranów, czy stalinowce w okolicach ul. Odyńca w W-wie, albo nawet MDM i porównać z Nową Hutą. Wszystko na to samo soc-realistyczne kopyto.
Pałac Stalina....znaczy się Kultury (jeszcze w latach 70-tych było widać "duchy" liter nad wejściem głównym od strony Placu Defilad) też ma te "blanki" (oj kurczę...zaraz maziek mnie pogoni), bo ponoć sowieccy architekci studiowali w Kazimierzu nad Wisłą te chałupki, ażeby te ich moskiewskie budownictwo jakoś upolszczyć i nadać jemu "charakter narodowy".

No a te "otwory strzelnicze" pod oknami w tych stalinowskich blokowiskach, to są po prostu otwory wentylacyjne w kuchni, bo tam były wbudowane(!!!) pod oknami dosyć solidne szafki (przynajmniej u mnie tak było) i służyło to za spiżarkę, bo kto miał lodówkę w latach 50-tych?
Plan nie przewidywał!
Podłogi mieliśmy drewniane z całych desek. Teraz to takie to by były super luksus! Ale w moim mieszkaniu na samym środku pokoju w jednej z desek była taka łata z drewna przybita dwoma gwoździami. Cholernie twarzowo to wyglądało, ale starzy gdzieś tak na początku lat 60-tych popsuli ten niepowtarzalny efekt architektoniczny, bo położyli klepkę drewnianą "w jodełkę"!

No i przypomniało mi się, bo jak gdzieś tam na początku lat 70-tych malowałem sobie flagę brytyjską na całej ścianie w pokoju (proporcje były idealne i chciałem namalować flagę amerykańską, tylko cholernie trudno było te gwiazdki malować i brytolska flaga była łatwiejsza.....mam zdjęcia...zamieszczę jak je znajdę), to okazało się, że styk ścian z sufitem wyprofilowany "na okrągło" nie był solidny, ale było to tylko cienka warswa gipsu!
Zacząłem więc to rozwalać, ażeby styk ścian i sufitu były "kwadratowe".
Ten profil to robili murarze przy pomocy....pomiętych gazet, które potem pokrywali gipsem! Wyciągnąłem całą masę makulatury z końca lat 40-tych i początku piądździesiątych! Były tam także gazety w języku niemieckim!
Mój ojciec mi powiedział, że nasze osiedle to budowali jeszcze niemieccy jeńcy wojenni!
Nie chciało mi się w to wierzyć, ale te niemieckie gazety by na to wskazywały.

Głupi Phouty. Wywalił tą całą makulaturę ma śmieci! Błąd!!!

A wiecie jakie były moje pierwsze pytania po wylądowaniu w Ameryce w 1981 roku? (Dosłownie w godzinę po przylocie).
Pytałem oczywiście sam siebie!
Oto pytania:
Dlaczego na parkingu przed terminalem lotniczym JFK w NYC stoi ze sto taksówek i może tylko 10-ciu pasażerów, a nie odwrotnie? :lol: (Ha....kapitalistów nie stać na jazdę taksówkami? No tak...każdy gna na parking ze swoimi własnymi gablotami. Tylko biedacy jeżdżą taryfami)! :lol:
No i kilka pytań pomocniczych.
Dlaczego taksiarz sam złapał za nasze walizki i je zatargał dobre 50 metrów do taksówki i jeszcze nam otworzył drzwi?
Co on głupi? Przecież z dżungli nie przylecieliśmy i wiem jak się drzwi do samochodu samemu otwiera!
No i dlaczego on się do nas cały czas uśmiecha? Przecież ja mu nic złego nie zrobiłem! Zboczeniec jakiś, albo coś od nas chce, bo by się głupio nie uśmiechał. Zresztą ci Amerykanie wszyscy się uśmiechają.....co za zboczony naród!
Więcej "pytań":
Dlaczego w gablocie z tyłu jest więcej miejsca na nogi niż w całym Ikarusie albo Jelczu, o Sanie nie wspominając?
Dlaczego wszystkie samochody trąbią, skoro i tak wszyscy stoją solidnie w korku? (Do tej pory nie wiem).

Dlaczego ja zakłuta pała i przygłup postawiłem się "honorem" i dałem taksiarzowi napiwek równoważny mojej dwutygodniówce w PRLu? (A za sam przejazd do hotelu to licznik wystukał chyba całą kwartalną pensję)! :lol:

PS
Maziek, nie znam się na tym, ale wyraźnie pamiętam, bo się też wtedy, to znaczy te 40 lat temu dziwiłem, dlaczego przedwojenne prominenckie domy budowane na Mokotowie miały zewnątrzne ściany cieńsze, niż te nasze staliniaki, ale za to ściany działowe były znacznie grubsze? Wiem bo kłułem mojej panience z liceum "okno" w ich mieszkaniu pomiędzy pokojami, bo jej matce się zachciało przebić dziurę w ścianie i wstawić tam duże akwarium!

Czyżby cegła była lepszej jakości? A może to było budowane na żelbetowym szkielecie?
No good deed goes unpunished.
Μολων λαβε
"Przykro mi ale demokracja daje tylko złudzenie udziału we władzy." [bartos061]

Awatar użytkownika
waliza
Site Admin
Posty: 9663
Rejestracja: 30 marca 2004, 21:28
Lokalizacja: Teneryfa, albo inna wyspa z taka samą flagą
Kontakt:

Re: Kartki z dziejów PRLu

#125 Post autor: waliza » 9 grudnia 2011, 02:06

Z tymi mostami to moze budowlancy beda lepiej wiedzieli ale dla mnie to jakas lipa. Co ze stalowymi. Kratownice tez maja moze "komore minowa"? :mrgreen: . Konstrukcji mostow jest od groma. Moze ta legenda wziela sie od tego typu mostu ktory czesc nosna jest zrobiona w postaci zelbetowej kwadratowej rury? To chyba sie keson nazywa.
nie chcę mieć racji, szukam prawdy/ Baikal 27/ Weatherby PA08/ Hatsan Escort Magnum.

Awatar użytkownika
bartos061
Posty: 2186
Rejestracja: 23 października 2005, 16:37
Lokalizacja: Kraków

Re: Kartki z dziejów PRLu

#126 Post autor: bartos061 » 9 grudnia 2011, 11:40

Tylko, ze most stalowy tez jest oparty na filarach betonowych czy innych. W przypadku wysadzania mostu nie ma potrzeby "cięcia" MW - kratownic. Wystarczy wysadzić filary(w tych właśnie są przygotowane te komory minowe). I jest jeszcze jedno miejsce(w którym się podkłada) o którym nie wspomnę co by nie dawać publicznie wskazówek terrorystom czy innym dowcipnisiom.

Mało informacji w necie, ale tutaj masz wzmianki:
http://pomorskie.regiopedia.pl/wiki/mos ... w-lebieniu
Tutaj - (Most kolejowy (wieżyczki) :
http://www.turystyka.torun.pl/index.php?strona=211

Podejrzewam, ze wszystkie mosty maja gdzieś swoje kartoteki - gdzie jest wszystko rozpisane, rozrysowane i obliczone. Wystarczy tylko zabrać teczkę i zobaczyć ile MW jest potrzebne i w które miejsca podkładać.

To, ze kiedyś komory minowe musiały być jestem pewny. Tylko czy dzisiaj się tak robi :?: Tutaj musiałby się wypowiedzieć jakiś spec.
"I GOT MY GLOCK, COCKED, READY TO ROCK"
http://WWW.061.COM.PL

Awatar użytkownika
maziek
Posty: 9186
Rejestracja: 9 września 2006, 22:46

Re: Kartki z dziejów PRLu

#127 Post autor: maziek » 9 grudnia 2011, 14:17

Generalnie to mogę powiedzieć tylko tyle, że o ile ma się dużo m.w. i chce utrudnić odbudowę - to powinno się oczywiście wywalić podpory. To może tam były te komory, bo pasuje to do metodycznego wysadzania infrastruktury w ramach doktryny spalonej ziemi. Jak poleci jedna podpora to lecą 2 przęsła i to są dokumentnie zniszczone.

Jeśli się ma mało m.w. - to trzeba strzelić w najsłabsze miejsce. Tutaj jest kwestia znajomości konstrukcji. Jeśli jest to prosty most belkowy, to największy moment jest pośrodku. W kratownicy będzie to pas dolny lub górny, a w moście linowym liny. Taką konstrukcję często można dość szybko podnieść i naprawić, bo zniszczenia nie są wielkie.

Od pewnego czasu liny w mostach linowych mogłyby być znacznie cieńsze bo zastąpione tworzywem sztucznym - taka lina wbrew pozorom to niesamowita masa i jej pocienienie i zastąpienie lżejszym materiałem ma bardzo duży wpływ na sprawność konstrukcji, szczególnie kiedy przęsła są kilometrowe to jest duży zysk w rozpiętości bo przecież każda konstrukcja przede wszystkim musi unieść sama siebie. No ale nie robi się tego, bo byle idiota z butelką benzyny czy większym scyzorykiem mógłby się wyżyć.

P.S. Phouty nie mam zielonego pojęcia. Być może ściany zewnętrzne były szczelinowe (1/2 cegły. 3 cm szczeliny, 1 cegła - wówczas wielka nowinka energooszczędności) albo może już wówczas wytwarzano jakieś kratówki. Jakby zewnętrzne były z żelbetu czy betonu to musiałyby być po dzisiejszemu docieplone (tzn. jakimś bardzo dobrym materiałem typu wełna m. - nie wiem, czy takie coś wówczas istniało, raczej w budownictwie nie, ja się z tym nie spotkałem). Żelbet czy beton to tragedia pod względem przewodzenia ciepła. Trzeba wziąć pod uwagę, że Warszawa była b. nowoczesna jak na tamte czasy, działała tam grupa architektów i budowniczych którzy zjechali się po zaborach z całego (wielkiego) świata i robili rzeczy na na światowym poziomie a nawet momentami ten poziom wyznaczające - także w kwestii rozwiązań technicznych. Trwało to bardzo krótko (jak dominacja płata Puławskiego i PZL-11) ale było takie coś.

Zaś wewnętrzne ściany , jeśli nie były nośne, to mogły być grube ze względu na akustykę. Ściana cieńsza od 1 cegły (czyli dziś 25 cm, wówczas pewnie 27) to obraza dla murarza :) (była, dziś są i w 1/4 cegły robione).
ukłony...

Awatar użytkownika
waliza
Site Admin
Posty: 9663
Rejestracja: 30 marca 2004, 21:28
Lokalizacja: Teneryfa, albo inna wyspa z taka samą flagą
Kontakt:

Re: Kartki z dziejów PRLu

#128 Post autor: waliza » 10 grudnia 2011, 01:55

Lipa. Pomijac dziwnosc tego toku myslenia(dla mnie) -"zaprojektujmy tak zeby sie latwo wysadzalo, najlepiej zmienmy konstrukcje dodajac komore a najlepiej juz zabetonowac ładunki" to w tej ksiazce slowa nie ma o takich ulatwieniach . Jak rozwalic kazdy most jest za to wszystko.

Obrazek

Zdaje sie ,że to bylby na tyle wazny element tej roboty,że cos powinni wspomniec. Urban legend.
nie chcę mieć racji, szukam prawdy/ Baikal 27/ Weatherby PA08/ Hatsan Escort Magnum.

Awatar użytkownika
SP7
Posty: 355
Rejestracja: 23 maja 2011, 19:23
Lokalizacja: Łódź

Re: Kartki z dziejów PRLu

#129 Post autor: SP7 » 10 grudnia 2011, 07:14

Każdy most czy też wiadukt ma tzw. łożysko.
Chodzi o to że pod obciążęniem pracuje i jego płyta "nie chce ale musi" się przesuwać.
Jak wejdziesz pod taki mostek to to łożysko spokojnie zobaczysz - to w uproszczeniu taka wnęka pod przyczułkami biegnąca w poprzek mostu.
Idealne miejsce co by parę kostek trytolu upchnąć.
Sam budowlańcem jestem, ale z budownictwem drogowym nigdy nic współnego nie miałem, ino tyle co w technikum i to po wierzchu liznołem - ale to ponad 40 lat temu było.
Zatem jak bym co pomieszał - to tylko moja skleroza. :mrgreen:
motto tak mądre, że aż ukraść je musiałem:
"Jeśli broń zabija, to długopisy robią błędy ortograficzne"

Awatar użytkownika
jac-t
Posty: 2133
Rejestracja: 23 kwietnia 2005, 16:59
Lokalizacja: Bydgoszcz
Kontakt:

Re: Kartki z dziejów PRLu

#130 Post autor: jac-t » 11 grudnia 2011, 12:50

No dobra. To jedziemy z tym koksem ;)

Ad bartos:
Póki co most (mosteczek) zaprojektowałem jeden - na studiach. Czyli tak między bogiem a prawdą lipa. Ale korzystałem przy tym z Polskich Norm oraz na egzamin nieco notatek i literatury przejrzałem. Ani w PN ani w tych drugich nie było w ogóle wzmianki o tym. Przejrzałem też na szybko Eurokod - najnowsze normy europejskie i też tam nic o tym nie dostrzegłem. Jeszcze zapytam koleżankę - pasjonatkę.
Dodam jako ciekawostkę, że w Normach Europejskich jest kategoria obciążeń specjalnych pod postacią pojazdów ponadnormowo ciężkich, m.in. 15 osi po 24 tony każda. Więc można je uznać za obciążenie transportu specjalistycznych maszyn przemysłowych lub wojska.
Ponadto miałem praktykę przy jednym moście w Bydgoszczy i tam na pewno nie było komory minowej, także nasuwa się jedno pytanie - czy aby te mosty w których to widziałeś nie były "stare" ? A może nawet budowane przez wojska inżynieryjne. To by zmieniało postać rzeczy.

Jeżeli chodzi o zniszczenie jakiegokolwiek mostu, to najwrażliwszym jego miejscem są zawsze podpory. Obojętnie jakiej by on nie był konstrukcji.
Oczywiście co innego:
Obrazek
gdzie poprzez usunięcie podpory zniszczą się jedynie dwa sąsiednie przęsła, a ich jest w pip.
A co innego most wiszący:
Obrazek
gdzie usunięcie jednego pylonu spowoduje zniszczenie całego mostu. W mostach podwieszanych również "lepszym" miejscem ataku jest sam pylon niżeli kilka cięgien.

Jeżeli chodzi o mosty wiszące, to po 11 września ponoć służby USA w tej materii spanikowały. Szybko zrobiono testy MW vs Cięgno i okazało się, że aby zniszczyć (lub wyraźnie osłabić) przekrój złożony z tysięcy linek stalowych potrzeba naprawdę dużego ładunku kumulacyjnego. Co ? Ile ? Jak ? Gdzie ? Kiedy ? - nie wiem - Classifield. A może to też taka dezinformacja aby nie próbowali ;)

Ad waliza:
Keson - keson to taka odwrócona do góry dnem niecka z której wypompowuje się wodę by robotnicy mogli wykonywać pracę - np. betonować fundament pod filar mostu. Natomiast to co miałeś na myśli, to są przekroje skrzynkowe. Nie żelbetowe, a z betonu sprężonego - wyższa szkoła jazdy.

Ad Maziek:
Liny stalowe póki co są dobre, bo są "znane", a kategoria ogromnych mostów jest konstrukcją inżynierską wymagającą ogromnych nakładów finansowych, a wszelkie niepowodzenia czy katastrofy kosztują również wiele istnień. Nie wiem czy technologia produkcji nanorurek/włókien aramidowych/kevlarowych czy montażu pozwala tworzyć odpowiedniej grubości i długości cięgna. Jak i również je odpowiednio kotwić w elementach podporowych. Nie wiem także jak wyglądają w tym materiale sprawy związane ze zmęczeniem materiału, reologią, pełzaniem, odpornością na chlorki z wody morskiej, niskie temperatury i warunki pożarowe, itd. itp. Więc możliwe, że coś jest na rzeczy że jeszcze takowy most nie powstał. Ale pewnie odpowiedni ludzie nad tym pracują, więc możliwe że w najbliższym czasie coś takiego powstanie.

Ad SP7:
Jak pamiętasz może jeszcze ze swojego technikum beleczki wolnopodparte, to jedna z nich posiadała reakcję poziomą. I o ile nie występują obciążenia których składowe wektorowe nie były również poziome, to była ona równa zero. Pojawią się siły poziome od ruchu bądź hamowania taboru samochodowego czy kolejowego. Ponadto most zawsze będzie "niepoziomy" ze względu na różnicę wysokości terenu, albo chociażby przez to aby wyrobić spadek podłużny. Lub inna nieunikniona sprawa - rozszerzalność termiczna materiału - słońce nagrzeje i się coś trochę wydłuży. Więc takie łożysko i dylatacja powyżej, pozwalają na swobodny ruch pracującej konstrukcji.

Ad Phouty:
Póki co tylko dwa razy byłem za granicą dalej niż Czechy i Słowacja - Anglia i Holandia, no i za Chiny Ludowe nie mogłem zdzierżyć co te cholerne kutafony tak szczerzą zęby ! ;) Autentycznie mnie to IRYTOWAŁO !

EDYCJA: Odpowiedź koleżanki: "Pierwsze słyszę".
"Nie dający spokoju problem jest jak piękna kobieta. Jeżeli nie wiesz jak go rozwiązać, to należy się z nim przespać." - moje
"Dalekosiężne plany mają to do siebie, że są jak króliki - często się walą." - moje

Awatar użytkownika
waliza
Site Admin
Posty: 9663
Rejestracja: 30 marca 2004, 21:28
Lokalizacja: Teneryfa, albo inna wyspa z taka samą flagą
Kontakt:

Re: Kartki z dziejów PRLu

#131 Post autor: waliza » 11 grudnia 2011, 20:56

Czyli mialem racje :P :mrgreen: . Urban legend i tyle.
Co do szczerzenia kłow to jac-t pelna zgoda. Tez mnie to wkurza . Co gorsza po czasie jak sie okazuje jacy to sa falszywcy i ogolnie jaka jest ich mentalnosc to wkurza to jeszcze bardziej.( mowie o brytach oczywiscie)
nie chcę mieć racji, szukam prawdy/ Baikal 27/ Weatherby PA08/ Hatsan Escort Magnum.

Phouty
Posty: 5468
Rejestracja: 25 sierpnia 2008, 05:05
Lokalizacja: Terytorium Pod Obcą Okupacją

Re: Kartki z dziejów PRLu

#132 Post autor: Phouty » 12 grudnia 2011, 00:27

Dajmy spokój mostom i nie dajmy się na tym forum terroryzować bandzie architeków i innych magistrów inżynierów! :twisted: :mrgreen: :wink:

Macie rację z tym szczerzeniem zębów, bo mnie to też przez kilka pierwszych tygodni doprowadzało do szału, ale i tak się do tej pory dziwię, że mnie Polacy do jakiejś instytucji zdrowotnej nie zamknęli, bo jak pojechałem po raz pierwszy do PL w 1989 roku, to się ludziska na mnie jak na jakiegoś zboczonego wariata patrzyli........przez te 8 lat pobytu w imperialiźmie, to przecież też już wtedy nabrałem głupich przyzwyczajeń! :lol:

Ale, ale.......................
Pamiętacie?


Obrazek

Aż się nie chce wierzyć, że to już 30 lat minęło!!!

A to zdjęcie, to chyba jest "zdjęciem stulecia" w swojej symbolicznej wymowie. (W skali polskiej oczywiście).
Porozmawiajmy więc o tym, jakby nie było znamiennym w dziejach współczesnej historii Polski, wydarzeniu......13 grudnia 1981 roku.
Ja osobiście uważam tą datę jako ostateczny "początek końca", bo po 13 grudnia, to już tylko była równia pochyła, a może nawet swobodny spadek w dół, hamowany jedynie prawami fizyki, czyli limitem szybkości rozchodzenia się światła, bo nawet "opór powietrza", tej szybkości upadku nie był w stanie już wtedy wyhamować!

Przyszła mi więc ochota na moje wspominki dokładnie z tego dnia, chociaż oczywiście nie są one "polskie", ale jednak będę tą datę pamiętał.......

Byliśmy już wtedy z moją (od kilku już lat "eks" małżonką) całe pół roku w tej zaplutej reaganowskiej Hameryce (czy ktoś pamięta polskie plakaty propagandowe z tamtego okresu czasu przedstawiające prez. Reagana jako kowboja?), więc przyszła pora na zimowe wakacje!
Nie stać nas wtedy było na wyjazd do Szwajcarii, czy też do Aspen w Kolorado, więc trzeba było wynająć taką "góralską chałupkę", czyli "kabinę", jak to się tutaj mówi (the cabin), w lokalnym kalifornijskim narciarskim Zakopanem, czyli w Big Bear.
Tutaj jesteśmy autentycznie błogosławieni, ponieważ gdzie jest inne cywilizowane miejsce na świecie, gdzie rano można smażyć się na plaży "pod palmami" i kąpać się w oceanie, a po dwóch godzinach jazdy samochodem po południu, pojeździć sobie na nartach i to w czasie lata. (W zależności od panujących warunków pogodowych, chociaż obecnie z tym "sztucznym śniegiem", to jeszcze w maju/czerwcu, a nawet okazyjnie nawet w lipcu, pewne zjazdy narciarskie mają dobry "użytkowy" śnieg).

No więc 13 grudnia rano moja małżonka podrzuciła mnie pod "oślą łączkę", bo nawet na zbocza "dla początkujących" to ja się nie nadaję i zawsze 5-cio latki zataczają wokół mnie kółka na nartach i sama pojechała na jakieś "ksiuty". (Tutaj wyjaśniam, że mówię o czasie lokalnym, bo Polska jest o 9 godzin "do przodu", ale rano ani nie oglądaliśmy telewizji, ani nie słuchaliśmy radia, więc jeszcze o niczym nie wiedzieliśmy).

Wyciągi były o dziwo puste, ale już po jakiś 2 godzinach przekonałem się dlaczego i dopiero się później zorientowałem, że gość w wypożyczalni nart coś mi tam mówił, że "idzie burza". No i przyszła ta.......olbrzymia śnieżyca!
Zjechałem więc na dół i z budki telefonicznej zadzwoniłem do naszej "kabiny", ale oczywiście małżonki nie było. Co było robić? Więc zacząłem drałować te głupie 5, może 6 kilometrów, bo wtedy nie było nas stać, ażeby wynająć coś w środku miasta, a ceny hoteli i domków w odległości kilku mil od Big Bear, były i są cały czas znacznie niższe.
Ubrany byłem oczywiście "na narty" a nie na ekspedycję polarną do bieguna, więc maszerując w miarę dziarsko w olbrzymiej zadymce śnieżnej, (nie jechał nawet pojedyńczy samochód), po uda w śniegu, pustą szosą w lesie ( Big Bear jest na wysokości około 2000 metrów nad poziomem morza), tak wcale wesoło mi nie było!

Gdzieś tak w połowie drogi, w kompletnej głuszy w lesie była....budka telefoniczna i to działająca! He, he....a w tamtym okresie czasu, to w samej Warszawie trzeba było się nabiegać, ażeby z jakiejś budki zadryndać! Jak już budka w W-wie działała, to stało oczywiście pod nią kilku ludzi, czekających bardziej lub mniej cierpliwie w kolejce, ażeby zadzwonić.

Ku mojemu przerażeniu, pod tą budką w "środku nigdzie" stał ........mój własny samochód! :shock:
Nie było w nim żony, kluczyki były w stacyjce, a sam samochód miał otwartą szybę kierowcy i był już na wpół zasypany śniegiem, także w środku.
Byłem w autentycznej panice o bezpieczeństwo żony, bo w naszej kabince telefon nie odpowiadał!
Wygarnąłem więc śnieg ze środka, zamknąłem okno, sprawdziłem czy bagażnik był pusty (powtarzam, że byłem w autentycznej panice i w głowie miałem wszystkie możliwe scenariusze rodem z dreszczowców Alfreda Hitchcocka) i zacząłem drałować, a w zasadzie nawet próbowałem biec, bo samochodem to autentycznie nie było jak jechać!

Dotarłem wreszcie do naszej wynajmowanej kabiny i co mnie wcale (o dziwo) nie zdziwiło, żony tam też nie było!

KOMPLETNY TERROR w głowie!!!

Miałem zamiar dzwonić na 911, czyli na "emergency", ale wcześniej postanowiłem zadzwonić do hotelu do znajomych Amerykanów, bo oni razem z nami byli na tych tygodniowych mini-wakacjach, ale mieszkali w "luksusowej" części, czyli w samym Big Bear!

Pierwsze słowa kumpla Amerykana po podniesieniu telefonu były: -A czy wiesz że w Polsce jest wojna?

Nie zaskoczyłem o co mu z tą wojną chodziło, ale go tylko opieprzyłem i zapytałem się, czy nic o mojej żonie nie wie.
A jakże wie......siedzi ona u nich w hotelu, bo jak się okazało, to stosunkowo szybko zorientowała się co biega z pogodą (w odróżnieniu ode mnie), wskoczyła w samochód, ażeby mnie z tych nart w porę przywieźć. Ale tylko dojechała do tej budki telefonicznej, bo już dalej nie dało się jechać. Właśnie stąd była ta otwarta szyba, ponieważ ostatnie kilkadziesiąt metrów musiała jechać z głową wystawioną przez okno, bo wycieraczki nie dawały rady!
Przytomnie też nie marnowała czasu, ale właśnie zadzwoniła do hotelu do tych znajomych i kumpel wskoczył w swój "czołg", czyli olbrzymi 4X4 z łańcuchami na oponach i ją z tej głuszy uratował! Też miał już on zresztą problemy z jazdą w tej śnieżycy, nawet w tym olbrzymim SUV "Suburbanie". Tutaj wyjaśnię, skoro mi jeszcze działa "edit", że ta "głusza", to była może 3, a nie więcej niż 4 minuty jazdy samochodem w normalnych warunkach pogodowych.

Więc małżonka spędziła noc w hotelu ze znajomymi, a ja sam w kabinie.......ale natychmiast po uspokojeniu się o los żony, przypomniałem sobie, że coś tam kumpel krzyczał (bo on to krzyknął do telefonu) o "wojnie w Polsce".
Włączyłem więc TV.....a tam na każdym kanale "wiadomości na żywo", nawet nie przerywali, ażeby puszczać reklamy, bo tak temat był "gorący".
W pierwszych godzinach nikt nie wiedział, czy to Rosjanie weszli, czy też nie, bo relacje to tylko były "audio" z amerykańskiej ambasady i może od kilku ludzi z innymi możliwościami komunikacji ze światem, bo przecież polskie telefony były wyłączone!

Po kilku godzinach pojawił się filmik puszczany w kółko na wszystkich kanałach TV (było już ich kilka po paru godzinach....takich paro-sekundówek, robionych ZAWSZE z ukrytej kamery....były też zdjęcia...), kręconych i "pstrykanych" z okien amerykańskiej ambasady i innych placówek państw zachodnich w Warszawie i Polsce, oraz jakimś cudem przemyconych przez zachodnich dziennikarzy, których masowo już tego dnia deportowano, czyli pakowano w samoloty, autobusy i w co się tylko dało, oraz wysyłano z powrotem, przeważnie do Berlina Zachodniego, ażeby oni nie szerzyli wrogiej propagandy, oraz ażeby przypadkiem nie podejrzeli, jak to sprawnie Ludowe Wojsko Polskie włącznie z "przewodnią siłą narodu", czyli PZPRem, ten buntowniczy i wywieziony w pole naród, tą imperialistyczną propagandą amerykańsko-zachodnio-niemiecką, przy pomocy kupnego karłowatego agenta zgniłego kapitalizmu, zwanego niejaką "Solidarnością", skierowaną przeciwko pokojowym narodom wspólnoty socjalistycznej, pod jedynie słusznym kierownictwem Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, wspomaganej robotniczo-chłopskimi Partiami Bratnich Narodów, ten reakcyjny element społeczny w Polsce pacyfikują i to z wielką rozkoszą i zapałem!
No i jeszcze jeden "edit", skoro mi na to jeszcze pozwala. Już dawno temu zauważyłem, iż mogę swobodnie cytować "socjalistyczną mowę" bez najmniejszych problemów. Jednak długoletnie pranie mózgów młodego (wtedy) pokolenia, dało rezultaty! To tak samo jak z pacierzem. Jestem "zatwardziałym" ateistą od tak z grubsza siódmego roku życia, ale właśnie kilka minut temu przyszedł mój syn (skurczybyk wie, że zawsze się u starego może napić piwa, albo wycyganić "stówkę do wypłaty", której to "stówki" i tak potem już na oczy nigdy nie widzę.....no cóż....nigdy się nie nauczę :wink: ) i niechcący "wpadło" nam na temat religii, więc mu zarecytowałem bez najmniejszego trudu Ojcze Nasz, oraz Zdrowaśkę i to bez najmniejszego zająknięcia! Przecież to już minęło ponad 50 lat od czasu, kiedy te sprawy kazano mi klepać "do poduszki". (Mój syn jest wierzący na swój sposób....taki "niepartyjny", ale jednak wierzący, bo zawsze go wychowywałem, ażeby on sam wybrał własną filozofię życiową).

Gapiłem się więc całą noc w TV, popijałem drinki i piwo i podkładałem drewno na kominek w kabinie.
Było mi także.....bardzo dziwnie...jakoś tak "głucho" i "nieswojo"!
Do tej pory nie potrafię dokładnie opisać tych uczuć, ale to tak, jakby ktoś mi wbijał nóż w plecy....po cichu...z premedytacją i....wielką rozkoszą sadysty!

No i ta plansza w kinie Moskwa......Dzień Apokalipsy.......zdrajcy narodu!


No dobra, to są moje wspominki.
A jakie są Wasze z tej konkretnej daty?
Ostatnio zmieniony 12 grudnia 2011, 04:12 przez Phouty, łącznie zmieniany 5 razy.
No good deed goes unpunished.
Μολων λαβε
"Przykro mi ale demokracja daje tylko złudzenie udziału we władzy." [bartos061]

Awatar użytkownika
waliza
Site Admin
Posty: 9663
Rejestracja: 30 marca 2004, 21:28
Lokalizacja: Teneryfa, albo inna wyspa z taka samą flagą
Kontakt:

Re: Kartki z dziejów PRLu

#133 Post autor: waliza » 12 grudnia 2011, 00:47

Ja to bylem wtedy w epoce tuz "popieluchowej" . Pamietam tylko jakies smetne migawki bez konkretnej daty. Ojciec jako pracujacy w błekitnym mundurku praktycznie nie bywal wtedy w domu. Stad pamietam tylko kilka chwil kiedy udalo mu sie wpasc do domu doslownie na godzine a moze i krocej. Jedna z tych migawek to jak wlasnie przyszedl do domu i bylo wielkie poruszenie bo przyniosl jakas paczke- mydlo, mleko w proszku ,jakies zarcie i cos tam jeszcze co udalo sie zdobyc.
nie chcę mieć racji, szukam prawdy/ Baikal 27/ Weatherby PA08/ Hatsan Escort Magnum.

Wesley
Posty: 1924
Rejestracja: 14 sierpnia 2011, 04:56

Re: Kartki z dziejów PRLu

#134 Post autor: Wesley » 12 grudnia 2011, 02:41

Mialem wtedy prawie 18 lat i pamietam wystapienie Wojtka w naszym TV marki "Ametyst". Uczeszczalem wtedy do Tech. Mech. i ktoregos dnia zwinal mnie na komisariat patrol milicyjno-wojskowy, bo bylem ubrany w spodnie moro i buty milicyjne, ktore to dostalem wczesniej od mego wuja, swego czasu komendanta milicji w sasiednim miescie. Jeden telefon zalatwil sprawe i wypuscili mnie. To wlasnie w tamtych latach strzelalem z wujowego P-64 w lesie do butelek. W mojej rodzinie nie bylo klarownie, a od "lewa do prawa", co powodowalo czasem nieprzyjemne sytuacje.

Awatar użytkownika
maziek
Posty: 9186
Rejestracja: 9 września 2006, 22:46

Re: Kartki z dziejów PRLu

#135 Post autor: maziek » 12 grudnia 2011, 08:05

Phouty - nie zastanawiałeś się nad napisaniem książki? Memuary Phoutego - jak zdobyłem Amerykę, ale na dnie duszy mi skuczy...

;)

(mówię serio z tą książką. Jednego czytelnika masz murowanego - mnie)


Ja nagrywałem w nocy kabaret z tv, w każdym razie jak kto pamięta, to wówczas był wysyp świetnych kabaretów, które nie wiadomo zupełnie czemu puszczała TVP, z K. pod Egidą na czele. No i o 12 w nocy tv się popsuło... Specjalnie to się nie zdziwiłem - nie było to takie znów rzadkie.

Rano już było wiadomo co nieco - ale matka kazała mi się ubierać - idziemy do kościoła, tam się wszystkiego dowiemy. Po drodze mijaliśmy na każdym rogu przyklejone "OBWIESZCZENIE" - co matka za każdym razem kwitowała "bekanntmachtung!". W kościele na sam temat stanu niby nie było nic, ale msza się zakończyła pieśnią "Boże coś Polskę...". Krótko mówiąc nastrój był jak za okupacji. Ale byłem w wieku, w którym życie zawsze pokazuje lepszą stronę - 2 tygodnie nie było budy :) .

Z dowcipnych zdarzeń z samego początku pamiętam dwa. Jednym z elementów wprowadzenia stanu było wyłączenie central telefonicznych - i oddział, który miał to zrobić w moim mieście, prawdopodobnie na skutek nieznajomości rzeczy i wiedzy "jak to się robi" na wszelki wypadek rozwalił centralę w drobny mak tak, że telefonów nie było znacznie dłużej niż gdzie indziej. Drugie było takie, że moja przyszywana ciotka, wówczas lekarz mundurowych, wykombinowała sobie, że (z braku telefonów) przy użyciu sił resortowych w roli umyślnego, poinformuje drogą teściową, że u niej wszystko w porządku. Siły resortowe zrobiły to z wdziękiem właściwym epoce - całkiem jak w tym kawale - komu umarła matka - wystąp! Kowalski, za niewystąpienie 3 dni paki!.

Teściowa nigdy jej tego nie wybaczyła :) .
ukłony...

ODPOWIEDZ