Kartki z dziejów PRLu

Moderator: Moderatorzy

Wiadomość
Autor
rado
Posty: 91
Rejestracja: 11 października 2011, 08:13
Lokalizacja: pomorskie

Re: Kartki z dziejów PRLu

#136 Post autor: rado » 12 grudnia 2011, 08:11

A ja miałem wtedy 10 lat i najbardziej pamiętam brak Teleranka w niedzielę rano... :)

Awatar użytkownika
bartos061
Posty: 2186
Rejestracja: 23 października 2005, 16:37
Lokalizacja: Kraków

Re: Kartki z dziejów PRLu

#137 Post autor: bartos061 » 12 grudnia 2011, 10:26

OK dziękuję architektom za wyjaśnienia w sprawie mostów.
"I GOT MY GLOCK, COCKED, READY TO ROCK"
http://WWW.061.COM.PL

Awatar użytkownika
jac-t
Posty: 2133
Rejestracja: 23 kwietnia 2005, 16:59
Lokalizacja: Bydgoszcz
Kontakt:

Re: Kartki z dziejów PRLu

#138 Post autor: jac-t » 12 grudnia 2011, 17:27

Bartos - wypraszam sobie ! Inżynierowi ! :evil: ;)

Maziek ma rację co do książki, ja bym ją nawet nazwał "American dream" :)

Długo trwało zanim przywrócili telekomunikację ? Z tego co mi się obiło o uszy, to przez pewien czas nawet przed rozmową była informacja z dyspozytorni "Rozmowa kontrolowana". Jakie to nierealne patrząc z dzisiejszego punktu widzenia ! :D
"Nie dający spokoju problem jest jak piękna kobieta. Jeżeli nie wiesz jak go rozwiązać, to należy się z nim przespać." - moje
"Dalekosiężne plany mają to do siebie, że są jak króliki - często się walą." - moje

Awatar użytkownika
maziek
Posty: 9186
Rejestracja: 9 września 2006, 22:46

Re: Kartki z dziejów PRLu

#139 Post autor: maziek » 12 grudnia 2011, 18:03

Nie pamiętam takich szczegółów. Wydaje mi się, że cenzura poczty to była dość długo. Akurat miałem dziewcze w innym mieście i pisywaliśmy płomienne listy. Nie wiem, czy ktoś to czytał, ale pieczęć zawsze była. A z telefonami to nic nie pamiętam.
ukłony...

Awatar użytkownika
bartos061
Posty: 2186
Rejestracja: 23 października 2005, 16:37
Lokalizacja: Kraków

Re: Kartki z dziejów PRLu

#140 Post autor: bartos061 » 12 grudnia 2011, 18:56

Bartos - wypraszam sobie ! Inżynierowi !
:oops: :oops: :oops:
Przepraszam, ale ja cywilnych stopni nie ogarniam :oops:
nie wiem czym się różnią te wszystkie profesory/doktory/docenty :oops:

Ale inżyniera to akurat znam, bom sam inżynier - "pola walki" :wink: :mrgreen:
"I GOT MY GLOCK, COCKED, READY TO ROCK"
http://WWW.061.COM.PL

Awatar użytkownika
maziek
Posty: 9186
Rejestracja: 9 września 2006, 22:46

Re: Kartki z dziejów PRLu

#141 Post autor: maziek » 12 grudnia 2011, 18:58

Inżynier - rodzaj fachowca, który rozwiązuje problemy.
Architekt - rodzaj inżyniera, który sam sobie wymyśla problemy.

Teraz jasne ;) ?
ukłony...

Awatar użytkownika
bartos061
Posty: 2186
Rejestracja: 23 października 2005, 16:37
Lokalizacja: Kraków

Re: Kartki z dziejów PRLu

#142 Post autor: bartos061 » 12 grudnia 2011, 19:18

No teraz kumam :lol:
"I GOT MY GLOCK, COCKED, READY TO ROCK"
http://WWW.061.COM.PL

Phouty
Posty: 5468
Rejestracja: 25 sierpnia 2008, 05:05
Lokalizacja: Terytorium Pod Obcą Okupacją

Re: Kartki z dziejów PRLu

#143 Post autor: Phouty » 12 grudnia 2011, 21:11

Nie jestem pewien, ale z Ameryki gdy się dzwoniło do Polski, to nie było sygnału przez kilka (???...oj, zawodzi pamięć) tygodni, ale tu się mogę mylić.
Mam całą masę listów z pieczątką "ocenzurowane", czy też coś w tym stylu.
Wszystkie listy były zawsze otwarte (rozcięte z boku) i potem zamknięte metalową zszywką!
Gdy byłem w Niemczech w 1983/84 to listy były jeszcze cenzurowane, przynajmniej te wysyłane na zachód.
Być może, że znieśli cenzurę zaraz po moim powrocie do USA z Niemiec.
Mógłbym sprawdzić kiedy znieśli cenzurę (przynajmniej do USA i Niemiec), bo wszytkie listy z tamtego okresu czasu mam zachowane.

Jak wyglądała cenzura "z tąd" do Polski, to wiem tyle, że jednak szczegółowo prześwietlali i dużo listów nigdy nie dotarło do adresatów. Można by oczywiście winić za to polską pocztę, ale chyba to nie poczta była winna tych "zaginionych listów".
Zdarzyło się też, może 2, czy też 3 razy, że listy do nas były powycinane! Chlasnęli żyletką i była dziura w środku. Widocznie coś im się nie podobało.....trudno powiedzieć co, bo nie było się jak zapytać, co nadawca napisał, bo listy wtedy szły bardzo długo do USA.....nawet i miesiąc. (Stempel amerykańskiej poczty to pokazywał, bo tu list to podróżuje maksymalnie 3 dni od wybrzeża do wybrzeża). Czyli musieli te listy przetrzymywać w Polsce.
Nie wiem, czy to robili specjalnie, czy się aż tak im wszystko pokiełbasiło z pocztą.

Telefony też były długo cenzurowane, z początku (rok albo i dwa), był ten głos z zegarynki "rozmowa cenzurowana", ale potem przez kilka następnych lat były tylko te charakterystyczne "trzaski" na linii!
Mało tego....często wtedy były "przebicia" i można było słuchać rozmowy innych ludzi i to wielu!
Widocznie sprzęt im też musiał często padać, skoro takie numery były.

Zdarzyło też się nam parę razy, że gdy się zapędziliśmy i zaczynaliśmy rozmawiać na "pochyłe tematy", to rozmowa była natychmiast przerywana, czyli ktoś musiał słuchać na żywo.

Aż do 1989 roku moja była żona nie mogła dzwonić do swojej siostry która mieszkała z jej mężem (zawodowym wojskowym) w blokach należących do wojska. Czyli centrale telefoniczne były prawdopodobnie też wojskowe, bo można było wykręcić numer i pojawiał się sygnał, ale po paru sekundach robiła się głucha cisza. Jak człowiek miał szybki refleks (po obu stronach linii), to można było zdążyć rzucić do słuchawki słowo, albo i dwa, zanim rozłączyło!
Wielu ludzi, którzy mieli wojskowych w rodzinie, tak z Ameryki dzwoniło......kosztowało ich to krocie, bo wyobraźcie sobie ażeby dzwonić ze 20 razy, ażeby przekazać może ze dwa zdania po kilku godzinach kręcenia!

Wesoło z tym było!!!

No i sam problem, ażeby złapać połączenie z Polską! Godzinami trzeba było kręcić, bo łącza do Polski były cały czas zajęte.
Przydawały się wtedy telefony z auto redial!
Problem ze złapaniem "kierunkowego" do Polski poprawił się bardzo po zniesieniu stanu wojennego, ale okazyjnie problemy występowały aż gdzieś do połowy lat 90-tych, zanim oni wreszcie nie przeszli całkowicie na zachodnią łączność satelitarną.
No good deed goes unpunished.
Μολων λαβε
"Przykro mi ale demokracja daje tylko złudzenie udziału we władzy." [bartos061]

Awatar użytkownika
Razorblade1967
Posty: 2409
Rejestracja: 2 sierpnia 2008, 21:32

Re: Kartki z dziejów PRLu

#144 Post autor: Razorblade1967 » 13 grudnia 2011, 10:47

Phouty pisze:Mało tego....często wtedy były "przebicia" i można było słuchać rozmowy innych ludzi i to wielu!
Widocznie sprzęt im też musiał często padać, skoro takie numery były.
To raczej wina po prostu przestarzałych i nawalających central telefonicznych, takie "efekty" na starych centralach były jeszcze długo po okresie "rozmów kontrolowanych", skończyły się gdy wraz upływem lat i dostępu do "zachodniej technologii" urządzenia wymieniono.
Phouty pisze: Aż do 1989 roku moja była żona nie mogła dzwonić do swojej siostry która mieszkała z jej mężem (zawodowym wojskowym) w blokach należących do wojska. Czyli centrale telefoniczne były prawdopodobnie też wojskowe...
Tak jak najbardziej były wojskowe centrale telefoniczne. Problemy znowu nie wynikały z "cenzury", a po prostu z systemu tych central. Telefony wojskowe zawsze sprawiały problemy w łączności zamiejscowej, bo "zamiejscowa" funkcjonowała tam zupełnie inaczej (przez wojskowe centrale) i nie było to kompatybilne z cywilnymi łączami. Problemy na styku tych central wojskowych i cywilnych występowały znowu tak długo jak nie zmieniono systemów central na nowocześniejsze, zresztą na pewnym etapie w ogóle te prywatne telefony z central wojskowych zniknęły (sam zrezygnowałem z tego dużo wcześniej - akceptując wzrost kosztów za telefon, właśnie ze względu na te problemy z połączeniami poza sieć wojskową), wraz z rozwojem telekomunikacji w Polsce. Swego czasu były atrakcyjne, bo raz że były, a dwa - nie płaciło się "abonametu", a tylko naliczano opłaty za połączenia poza sieć wojskową.

Miałem taki wojskowy telefon i rozmowy zamiejscowe były problemem - dobrze funkcjonowało to tylko w obrębie miasta, wojsko to nazywało jak pamiętam "strefą A". Na "strefę B" trzeba było opłacić dostęp (w jednostce, dla telefonów służbowych przyznawano dostęp w zależności od pełnionych obowiązków), a i tak przez długie lata łączyła to telefonistka, jak z "głębokim PRL-u". Zresztą miało się dwa numery - jeden do połączeń z zewnątrz, a drugi w sieci wojskowej (końcówki numerów były takie same), problemy z łączeniem się z telefonami wojskowymi były niekoniecznie spowodowane celową działalnością - to ogólnie powodowało problemy w łączeniu się z centralami cywilnymi. Co ciekawe te centrale wojskowe przeszły na nowocześniejsze systemy znacznie później niż centrale cywilne/komercyjne.

Awatar użytkownika
bartos061
Posty: 2186
Rejestracja: 23 października 2005, 16:37
Lokalizacja: Kraków

Re: Kartki z dziejów PRLu

#145 Post autor: bartos061 » 13 grudnia 2011, 11:22

Razorblade1967 - A pamiętasz dzwonienie zamiejscowe "po kryptonimach"? Każde miasto miało inny kryptonim, a książka kodów była chyba niejawna. Z tego co pamiętam to trzeba było się nakombinować żeby ktoś z jednostki przyniósł jakiś zamówiony kod. I mowie tu o latach 90 bo wtedy mieliśmy taki telefon. Uroki mieszkania na osiedlu wojskowym. Do dnia dzisiejszego nie wszystkie garnizony maja automatyczne centrale i można powspominać nieprzyjemne panie "na centrali". Jak się dzwoni z misji do kraju to baby cały czas słuchają rozmowy i nawet czasem potrafia się wtrącić
"I GOT MY GLOCK, COCKED, READY TO ROCK"
http://WWW.061.COM.PL

Awatar użytkownika
Razorblade1967
Posty: 2409
Rejestracja: 2 sierpnia 2008, 21:32

Re: Kartki z dziejów PRLu

#146 Post autor: Razorblade1967 » 13 grudnia 2011, 14:14

bartos061 pisze:Razorblade1967 - A pamiętasz dzwonienie zamiejscowe "po kryptonimach"? Każde miasto miało inny kryptonim, a książka kodów była chyba niejawna. Z tego co pamiętam to trzeba było się nakombinować żeby ktoś z jednostki przyniósł jakiś zamówiony kod...
Ano pamiętam ... były niezłe cyrki bo w moim mieście były dwie centrale - podległe "lądowym" i "lotniczym". Nie dość, że każda miała własny "kryptonim" to jeszcze każda z nich łączyła inne "kryptonimy" docelowe. Czasem gdzieś się dodzwonić (albo, żeby ktoś się do Ciebie dodzwonił) to była porażka, bo to były przecież systemy łączone "ręcznie", przez telefonistkę. Taka sytuacja miała miejsce jeszcze długo po PRL, nowoczesne centrale powstawały w MON w wielkich "bólach".

A dla niezorientowanych kolegów odnośnie nowoczesności tych urządzeń to powiem, że "wyjście na miasto" uzyskiwało się kręcąc "0". Tyle, że nie wszystkie telefony miały taka autoryzację (żeby ludziska nie narażali firmy na koszta) - jak się nie miało, to trzeba było zadzwonić na centrale i poprosić telefonistkę o połączenie z danym numerem "cywilnym", a przedtem podać stopień, nazwisko i komórkę organizacyjną - co było skrzętnie notowane i potem przełożeni mogli sprawdzić czy aby na pewno była to sprawa służbowa (w stylu ściągnięcia do pracy gościa bez wojskowego numeru, czy połączenie z cywilną instytucją w sprawach służbowych). Ale od czego nasza "pomysłowość" - to było tak nowoczesne urządzenie, że wystarczyło w odpowiedniej chwili (kręcenia "0") połączyć spinaczem obudowę mikrofonu z kaloryferem (przedtem oczywiście trzeba była farbę zdrapać) i zwykle się udawało złapać sygnał "na miasto". I tak też o tym mówiono, jak się kumpel pytał "czy masz wyjście na miasto", to się odpowiadało "tak, przez kaloryfer". O tym, że te kable kładziono na sztukę nie wspominam - po większych deszczach często nic nie działało, zanim nie obeschło.

Tak więc Phouty podejrzewam, że te Twoje problemy nie wynikały ze "złośliwości komuny", tylko z opłakanego stanu i niespotykanej "nowoczesności" tej wojskowej łączności. :lol:

ss100
Posty: 1890
Rejestracja: 7 marca 2006, 19:06

Re: Kartki z dziejów PRLu

#147 Post autor: ss100 » 13 grudnia 2011, 18:31

Razorblade1967 pisze: Ale od czego nasza "pomysłowość" - to było tak nowoczesne urządzenie, że wystarczyło w odpowiedniej chwili (kręcenia "0") połączyć spinaczem obudowę mikrofonu z kaloryferem (przedtem oczywiście trzeba była farbę zdrapać) i zwykle się udawało złapać sygnał "na miasto". I tak też o tym mówiono, jak się kumpel pytał "czy masz wyjście na miasto", to się odpowiadało "tak, przez kaloryfer". O tym, że te kable kładziono na sztukę nie wspominam - po większych deszczach często nic nie działało, zanim nie obeschło.

:
hehe - u mnie to zwierali śrubki w gniazdku nożyczkami podczas kręcenia zera - dokładnie nie pamiętam już, ale wymagało to synchronizacji - w LWP cała łączność, nie tylko telefoniczna szwankowała...

Phouty
Posty: 5468
Rejestracja: 25 sierpnia 2008, 05:05
Lokalizacja: Terytorium Pod Obcą Okupacją

Re: Kartki z dziejów PRLu

#148 Post autor: Phouty » 13 grudnia 2011, 18:57

Niestety Razor, co było winą przestarzałego sprzętu to jedno, a co winą cenzury, to drugie.
Przed 13 grudnia przez te kilka miesiący dzwoniliśmy do siostry żony bez większych problemów (poza normalnymi "technicznymi" w tym okresie problemami), bo to było w zasadzie jedyne połączenie telefoniczne dla nas w Polsce. (Ani teściowie, ani moi rodzice nie mieli telefonów w domu, pomimo wieloletniego na nie czekania "w kolejce" na przydział numeru i było to pewniejsze niż dzwonienie "po sąsiadach"). Po 13-tym, to oczywiście przez kilka tygodni sygnału do siostry żony wogóle nie było, co jest zrozumiałe, ale po jakimś czasie sygnał wrócił, ale nastąpił ten "efekt" natychmiastowego rozłączania. To nie było okazyjnie, czy przypadkowe, ale 100%, bo nigdy nam się nie udało "normalnie" dodzwonić przez tyle lat! Wielekrotnie przecież próbowaliśmy....przez blisko 9 lat!
Inna sprawa, że to był numer na terenie ASG w Rembertowie.....chociaż inni ludzie tutaj mieli podobne przypadki, gdy dzwonili do krewnych wojskowych w Polsce.

Po jakimś czasie (mowa o latach), żona z siostrą wypracowały sobie własną metodę "na Jamesa Bonda".....ach te baby! :lol:
Wyglądało to mniej więcej tak:
Czyli żona dzwoniła w określonych parominutowych odstępach czasu, odkładając słuchawkę po określonej ilości dzwonków. Innymi słowy bez podnoszenia telefonu jej siostra wiedziała, że dzwonimy stąd.
Właśnie wtedy potrzebny był dobry refleks i koordynacja, bo wreszcie dajmy na to (nie pamiątam szczegółów) po czwartym dzwonieniu, siostra żony podnosiła słuchawkę i miały one może sekundę, a może aż dwie, ażeby się porozumieć, zanim nie rozłączyło. Używały przy tym słów kodowych, a szczególnie jedno, często używane mi utkwiło w pamięci, a było to ""jedna baśka".
Oznaczało to, że za godzinę moja żona będzie dzwoniła do ich wspólnej koleżanki Basi, ażeby normalnie pogadać.
Z tym "normalnym" gadaniem nie było oczywiście tak prosto, bo jak na złość często po takiej akcji na Bonda, nie można było się dodzwonić do Polski, bo był zajęty sygnał kierunkowy. (Jak się wykręcało 01148 i się nie pojawił sygnał, to już nie było sensu dalej numeru wystukiwać, bo łącza w Polsce były niedostępne, lub zajęte).
No właśnie....już wtedy nie było tutaj telefonów z tarczą, ale wszystko było na guziki i miało pamięć i funkcję "redial".
Programowało się telefon i on już sam potem kręcił numer....czasami przez kilka godzin....szału się dostawało, bo to trzeba było podsłuchiwać w głośniku, ażeby na czas dobiec do telefonu i wyłączyć "redial", jak się wreszcie sygnał złapało, bo jak "redial" zadziałał, to oczywiście zrywał dobre połączenie i trzeba było zaczynać od nowa....ale jak trzeba było z czymś ważnym zadzwonić, to się kręciło godzinami.
Chociaż to w latach 80-tych przeciętnie zabierało około 15 minut "kręcenia", ażeby wreszcie złapać sygnał do Polski.
No good deed goes unpunished.
Μολων λαβε
"Przykro mi ale demokracja daje tylko złudzenie udziału we władzy." [bartos061]

Awatar użytkownika
Razorblade1967
Posty: 2409
Rejestracja: 2 sierpnia 2008, 21:32

Re: Kartki z dziejów PRLu

#149 Post autor: Razorblade1967 » 13 grudnia 2011, 22:24

Phouty pisze:Niestety Razor, co było winą przestarzałego sprzętu to jedno, a co winą cenzury, to drugie.
Przed 13 grudnia przez te kilka miesiący dzwoniliśmy do siostry żony bez większych problemów (poza normalnymi "technicznymi" w tym okresie problemami), bo to było w zasadzie jedyne połączenie telefoniczne dla nas w Polsce. (Ani teściowie, ani moi rodzice nie mieli telefonów w domu, pomimo wieloletniego na nie czekania "w kolejce" na przydział numeru i było to pewniejsze niż dzwonienie "po sąsiadach"). Po 13-tym, to oczywiście przez kilka tygodni sygnału do siostry żony wogóle nie było, co jest zrozumiałe, ale po jakimś czasie sygnał wrócił, ale nastąpił ten "efekt" natychmiastowego rozłączania. To nie było okazyjnie, czy przypadkowe, ale 100%, bo nigdy nam się nie udało "normalnie" dodzwonić przez tyle lat! Wielekrotnie przecież próbowaliśmy....przez blisko 9 lat!
Inna sprawa, że to był numer na terenie ASG w Rembertowie.....chociaż inni ludzie tutaj mieli podobne przypadki, gdy dzwonili do krewnych wojskowych w Polsce.
No cóż jak spotkam znajomego, który pracował na Węźle Łączności jeszcze przed SW to się zapytam o co w tym chodziło, bo to musiało być po prostu jakoś ustawione na centrali. Tyle, że efekt, o którym piszesz jest ciekawy bo normalnie zablokowanie połączeń zagranicznych czy jakichkolwiek innych "zewnętrznych" powodowałoby po prostu brak możliwości połączenia. Tak jak napisałem - jak spotkam znajomego to się zapewne dowiem czegoś na temat tego "ciekawego efektu".

Phouty
Posty: 5468
Rejestracja: 25 sierpnia 2008, 05:05
Lokalizacja: Terytorium Pod Obcą Okupacją

Re: Kartki z dziejów PRLu

#150 Post autor: Phouty » 13 grudnia 2011, 23:24

Ja się wielokrotnie zastanawiałem jak to było możliwe od strony czysto technicznej?
Specem od telekomunikacji oczywiście nigdy nie byłem, ale wyobrażam sobie, iż wystarczyło zakupić na zachodzie jedną łącznicę, albo samemu takie cudo zbudować, przecież specjalistów mmieliśmy, a trochę zaawansoweanej elektroniki zawsze można było sprowadzić z zachodu, ażeby używać już tu wtedy dostępnych takich funkcji jak "dial back". (Czyli ktoś do ciebie dzwoni, Ty nie zdążyłeś odebrać telefonu i on się rozłączył. Wystarczyło wtedy wystukać dodatkowy kod i ostatnie połączenie było dokonane "in reverse").

Wykorzystując tą funkcję jest wtedy łatwo zidentyfikować numer kierunkowy dzwoniącego, lub nawet jego cały indywidualny numer. Wystarczy więc tylko dobudować bardzo proste urządzenie rozłączające, gdy przychodzący sygnał byłby "na cenzurowanym", lub innej czarnej liście.
Wyjaśniało by to to jedno lub dwu sekundowe opóźnienie, bo ówczesna elektronika zbyt szybka nie była i układy logiczne musiały trochę "pomyśleć", ażeby funkcję logiczną wykonać.

Wprawdzie w Akademii Sztabu Generalnego w Rembertowie chyba jakiś super tajemnic na skalę galaktyki nie było, ale widocznie oni mieli jakieś tam powody, ażeby "odcinać się" od świata.

Mąż siostry żony zrobił tam w okresie tych ostatnich 10 lat istnienia PRLu błyskotliwą karierę od kapitana do generała i jak on sam wszystkim mówił, robił on "historyczne badania i studia". :wink: :lol:
Też łaził w stalowym lotniczym mundurze i w sumie był równy chłop. (Zmarł nagle kilka lat temu w sile wieku i w środku "nowej", bo już NATOwskiej kariery zawodowej, na niebywałe gwałtownego raka mózgu. Ponieważ już mu chyba w niczym nie zaszkodzę, to mowa jest o gen. Zbyszku Dylon).
No good deed goes unpunished.
Μολων λαβε
"Przykro mi ale demokracja daje tylko złudzenie udziału we władzy." [bartos061]

ODPOWIEDZ