W Polsce byłem 6 razy od 1989 roku. (To znaczy jak odważyłem się pojechać po raz pierwszy po blisko 10 latach tutaj). Ostatni raz w 2004 roku. (W celu importu mojej obecnej małżonki).
Nie mam żadnych polskich papierów, poza odpisem metryki urodzenia i.....warszawskim biletem miesięcznym z kwietnia 1980 roku!
Latałem zawsze bezpośrednio do W-wy. Nigdy mnie się o nic nie czepiali. Raz tylko (właśnie w 2004 roku) gość w kontroli paszportowej na Okęciu mnie się zapytał, czy mam polski paszport. Odpowiedziałem (po angielsku), iż nie mam żadnych polskich papierów, co jest zresztą zgodne z prawdą. Bez mrugnięcia okiem wbił stempelek do amerykańskiego paszportu i pożyczył mi miłych wakacji.
Przy wylocie nigdy nikt się mnie o nic nie pytał.
Przekraczałem też granicę do Germańców jadąc wycieczkowym autobusem. Najmniejszych problemów w obie strony.
Pamiętam, że na początku lat 2000 powstała "panika" wśród Polonusów, że ponoć nie chcą
wypuszczać z Polski bez posiadania polskiego paszportu.
Była to wielka plotka! Ponoć przytrzymali jakiegoś Kanadola-Polonusa, ale podejrzewam, że bardziej za niepopłacone stare alimenty (
), albo inne stare "porachunki" z polską skarbówką. Polonijna prasa rozdmuchała to i powstała panika, ale nie było nigdy żadnego
udokumentowanego przypadku zatrzymania obywatela USA i "zmuszenia" go do wyrobienia sobie polskiego paszportu.
A z wyrabianiem/odnawianiem polskiego paszportu tutaj, to jest mogiła. Małżonce się skończył paszport. Kiedyś wystarczyło wysłać stary do konsulatu. Teraz trzeba jechać osoboście (niewątpliwie mam znacznie bliżej do LA niż Ty
) Problem jest w tym, że żona oczywiście zmieniła nazwisko, więc musi wyrabiać paszport od nowa. Ale potrzebuje wszystkie "podkładki", choćby takie jak akt małżeństwa, który oczywiście musi być tłumaczony na polski przez przysięgłego tłumacza, ale jeszcze musi być dodatkowo "notaryzowany" przez konsulat (oni wiedzą jak robić kasę na Polonusach). Potem to wszystko wysyłają do Polski, bo konsulaty obecnie nie wyrabiają paszportów. Taka procedura zabiera obecnie (jak się małżonka dowiadywała osobiście w konsulacie jakieś 2 miesiące temu) aż do.........6 miesięcy!
I na sam koniec, trzeba osobiście paszport z konsulatu odebrać, bo oni nie wysyłają go do domu. (To są polskie przepisy).
Rozmawiałem osobiście z panią konsul (ładna baba
), gdy małżonka pojechała załatwiać swoje sprawy.
Zapytałem się o możliwość wyrobienia sobie polskich papierów (nigdy nic nie wiadomo, co się w życiu może przydać). Ale natychmiast się załamałem, jak zobaczyłem "pakiet" papierów które trzeba wypełnić, oraz listę "załączników", które koniecznie trzeba pościągać z Polski. Już widzę, jak moja 91-letnia mama biega po urzędach ściągając mi świstki.
Po wcześniejszym załatwieniu jej wszystkich pełnomocnictw! (Po tutejszemu "power of attorney"). No i pani konsul też mi "naubliżała" od tych peselów, czy też innych.
(Kolega pojechał sobie osobiście tego pesela wyrobić....przyjechał z kwitkiem, bo mu się miesięczne wakacje skończyły.....ale ile godzin spędził w urzędach, tego mu już nikt nie zabierze. Jeszcze tylko będzie musiał załatwić kilka załączników. Czyli wystarczy mu zajęcia na co najmniej 2 jednomiesięczne wakacje. Ale gość jest uparty....więc może sobie ten paszport załatwi).
Dałem se więc kompletnie siana, bo jak już się męczyć, to lepiej załatwić sobie paszport chiński, albo meksykański.....
Czyli siadaj Vis w ten aeroplan bez najmniejszych obaw i nie daj się zbyt dużo rozchlać w Polsce, bo mam kumpla który sobie narzekał, że ostatni moment jaki pamięta, to jak go rodzina odbierała z lotniska na Okęciu. Obudził się dopiero 2 tygodnie później, na lotnisku w Los Angeles. Szczęście, że lot długi, więc miał czas wytrzeźwieć.
PS
Amerykański paszport wyrabiałem w tym roku w kwietniu. Przysłali mi nowy dokładnie 17 dni później, pomimo że papiery wysłałem pocztą. (Chyba i tak już nie można składać elektronicznie....???).
No good deed goes unpunished.
Μολων λαβε
"Przykro mi ale demokracja daje tylko złudzenie udziału we władzy." [bartos061]