Re: Cywilizacje pozaziemske, SETI i takie tam
: 12 marca 2013, 01:53
To, że Bóg oraz życie pozagrobowe istnieje (nie wiem jak ten Bóg wygląda, ani jaką formę ma owe życie pozagrobowe, ale według mnie istnieje), nie jest żadną fikcją. Dowody na tą tezę oczywiście istnieją, lecz nie są one raczej poparte dowodami naukowymi, a najczęściej relacjami ludzi głęboko wierzących, których to bliska oraz bezpośrednia relacja z Bogiem miała miejsce nierzadko w przeszłości, co oczywiście zwykła nauka zaprzecza i uważa za niedorzeczne.
Przykładów nie trzeba daleko szukać. Jednym z nich jest objawienie Matki Bożej w Gietrzwałdzie ponad 600 lat temu (nie pytajcie mnie, jak wyglądała, bo nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, jednak fakt ten miała miejsce), która objawiła się dla dwóch małych dziewczynek i co jest potwierdzone przez nie same oraz przez inne osoby, bo po jakimś czasie od tego objawienia, miało miejsce w tym samym miejscu inne objawienie. Tego nauka empiryczna nie jest w stanie udowodnić choćby nie wiem jakie wzory matematyczne wymyśliła, choćby nie wiadomo jakie tęgie głowy próbowały to zjawisko wytłumaczyć. To zdarzenie miało miejsce i nauka tu nic nie może zaprzeczyć.
Poza tym, w Gietrzwałdzie (mała i słynna na cały świat wioska wśród katolików leżąca 12 km od Olsztyna, jakby ktoś nie wiedział) jest święte źródełko, którego woda uzdrowiła niejedną osobę głębokiej wiary lub członka jej rodziny, na co też są liczne dowody i relacje wielu osób, które tego zaszczytu i cudu doznały. Nauka empiryczna może sobie tutaj jak to napisał Wesley, o kant dupy swoje teorie wsadzić, po prostu jest to dowód na to, że jest nad nami ktoś, kogo nauka nie rozpozna ani nie opisze. Istnienie świata nie opiera się tylko na rzeczach udowodnionych naukowo, empirycznie, to również istnienie form życia i egzystencji poza zasięgiem naszych ludzkich zmysłów oraz wzroku.
Ja sobie istnienie Boga i życia pozagrobowego (dla mnie Bóg, życie pozagrobowe to wszechświat, to gwiazdy, których nie jestem w stanie określić ilościowo, jakościowo, itp. Dla mnie Bóg to również sekwencja pewnych wydarzeń w otaczającym mnie świecie) zawsze staram się tłumaczyć w następujący sposób: skoro na przykład nie mam zielonego pojęcia o fizyce kwantowej, o atomie, itp, bo faktycznie nie mam i na pierwszy rzut oka to wszystko, co dotyczy tej dziedziny jest dla mnie abstrakcją. I na logikę mógłbym stwierdzić, że przecież niemożliwe jest to, że atom istnieje, to czysta abstrakcja, a jednak tak nie jest. Są odnośnie tej dziedziny ludzie, którzy przerastają moje myślenie oraz zdolności odkrywcze w tej kwestii, zajmują się czymś i odkrywają coś, co według mnie nie powinno istnieć. To, co dla mnie jest abstrakcją oraz niemożliwą do udowodnienia tezą, dla innych jest jasną, odkrytą oraz udowodnioną kwestią. I wobec takiego stanu rzeczy wiem, że istnieje coś, co dla mnie jest fikcją, ale istnieje, czy wierzę w to, czy nie, czy mi się to podoba, czy też nie. Po prostu atom, fizyka kwantowa istnieje, choć ja nie mam o tych dziedzinach zielonego pojęcia.
A skoro istnieje atom, fizyka kwantowa, itp, to dlaczego nie może istnieć oraz nie istnieje Bóg, życie pozagrobowe oraz ogólnie wszechświat?
Bardzo ciekawe pojęcie Boga oraz wszechświata miał Albert Einstein, który nie był ateistą, lecz agnostykiem (wielu ludzi to nie ateiści, lecz agnostycy, bo wierzą w Boga na swój sposób, nie postrzegają go osobowo, lecz jako zbiór zasad i reguł, które istnieją w świecie oraz w kosmosie i tak postrzegają Boga), a który postrzegał Boga nie osobowo, lecz w taki oto sposób:
"Moja religia polega na pokornym podziwie tego nieograniczonego wyższego ducha, który objawia się w drobnych szczegółach, jakie jesteśmy w stanie dostrzec naszymi wątłymi i słabymi umysłami. To głęboko emocjonalne przekonanie o obecności wyższej, rozumnej istoty, która jest objawiona w niepojętym wszechświecie, kształtuje moje wyobrażenie Boga".
Tu jeszcze coś o Einsteinie:
http://mojawiarakatolicka.blox.pl/2011/ ... stein.html
Myślę, że warto byłoby przeczytać książkę napisaną przez Einsteina pt: "Bóg a nauka", którą napisał w 1921 roku.
Skoro są mądrzejsi ludzie ode mnie, bo zajmują się czymś, o czym ja nie mam zielonego pojęcia, to dlaczego nie może istnieć ktoś mądrzejszy od nich, ktoś, kto będzie stał i panował ponad wszystkim, a kogo nie będziemy w stanie na żywe oczy zobaczyć. Świat byłby za prosty, gdyby istniała tylko nauka empiryczna, za proste byłoby wszystko, gdyby już zostało odkryte.
Jak niedoskonałym tworem jest człowiek dowodzi fakt, że przychodzi na świat i odchodzi, czy mu się to podoba czy nie. Dlaczego nauka empiryczna, skoro jest tak doskonała i potrafi wszystko udowodnić, nie opracuje leku na nieśmiertelność, dlaczego choćby nie spowoduje tego, że człowiek będzie żył przynajmniej 200 lat? Ano dlatego, że ponad nauką jest Bóg, który nie ma określonego wyglądu (a jeśli nawet ma, to dla osoby wierzącej nie jest niezbędne to, by wiedziała, jak on wygląda, po prostu istnieje i już)...
Zbyt zawiłe to wszystko, by osoby niewierzące mogły w ten stan rzeczy uwierzyć, nieprawdaż? Dla ateistów muszą istnieć namacalne dowody na wszystko, w przeciwnym razie nie uwierzą...
Przykładów nie trzeba daleko szukać. Jednym z nich jest objawienie Matki Bożej w Gietrzwałdzie ponad 600 lat temu (nie pytajcie mnie, jak wyglądała, bo nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, jednak fakt ten miała miejsce), która objawiła się dla dwóch małych dziewczynek i co jest potwierdzone przez nie same oraz przez inne osoby, bo po jakimś czasie od tego objawienia, miało miejsce w tym samym miejscu inne objawienie. Tego nauka empiryczna nie jest w stanie udowodnić choćby nie wiem jakie wzory matematyczne wymyśliła, choćby nie wiadomo jakie tęgie głowy próbowały to zjawisko wytłumaczyć. To zdarzenie miało miejsce i nauka tu nic nie może zaprzeczyć.
Poza tym, w Gietrzwałdzie (mała i słynna na cały świat wioska wśród katolików leżąca 12 km od Olsztyna, jakby ktoś nie wiedział) jest święte źródełko, którego woda uzdrowiła niejedną osobę głębokiej wiary lub członka jej rodziny, na co też są liczne dowody i relacje wielu osób, które tego zaszczytu i cudu doznały. Nauka empiryczna może sobie tutaj jak to napisał Wesley, o kant dupy swoje teorie wsadzić, po prostu jest to dowód na to, że jest nad nami ktoś, kogo nauka nie rozpozna ani nie opisze. Istnienie świata nie opiera się tylko na rzeczach udowodnionych naukowo, empirycznie, to również istnienie form życia i egzystencji poza zasięgiem naszych ludzkich zmysłów oraz wzroku.
Ja sobie istnienie Boga i życia pozagrobowego (dla mnie Bóg, życie pozagrobowe to wszechświat, to gwiazdy, których nie jestem w stanie określić ilościowo, jakościowo, itp. Dla mnie Bóg to również sekwencja pewnych wydarzeń w otaczającym mnie świecie) zawsze staram się tłumaczyć w następujący sposób: skoro na przykład nie mam zielonego pojęcia o fizyce kwantowej, o atomie, itp, bo faktycznie nie mam i na pierwszy rzut oka to wszystko, co dotyczy tej dziedziny jest dla mnie abstrakcją. I na logikę mógłbym stwierdzić, że przecież niemożliwe jest to, że atom istnieje, to czysta abstrakcja, a jednak tak nie jest. Są odnośnie tej dziedziny ludzie, którzy przerastają moje myślenie oraz zdolności odkrywcze w tej kwestii, zajmują się czymś i odkrywają coś, co według mnie nie powinno istnieć. To, co dla mnie jest abstrakcją oraz niemożliwą do udowodnienia tezą, dla innych jest jasną, odkrytą oraz udowodnioną kwestią. I wobec takiego stanu rzeczy wiem, że istnieje coś, co dla mnie jest fikcją, ale istnieje, czy wierzę w to, czy nie, czy mi się to podoba, czy też nie. Po prostu atom, fizyka kwantowa istnieje, choć ja nie mam o tych dziedzinach zielonego pojęcia.
A skoro istnieje atom, fizyka kwantowa, itp, to dlaczego nie może istnieć oraz nie istnieje Bóg, życie pozagrobowe oraz ogólnie wszechświat?
Bardzo ciekawe pojęcie Boga oraz wszechświata miał Albert Einstein, który nie był ateistą, lecz agnostykiem (wielu ludzi to nie ateiści, lecz agnostycy, bo wierzą w Boga na swój sposób, nie postrzegają go osobowo, lecz jako zbiór zasad i reguł, które istnieją w świecie oraz w kosmosie i tak postrzegają Boga), a który postrzegał Boga nie osobowo, lecz w taki oto sposób:
"Moja religia polega na pokornym podziwie tego nieograniczonego wyższego ducha, który objawia się w drobnych szczegółach, jakie jesteśmy w stanie dostrzec naszymi wątłymi i słabymi umysłami. To głęboko emocjonalne przekonanie o obecności wyższej, rozumnej istoty, która jest objawiona w niepojętym wszechświecie, kształtuje moje wyobrażenie Boga".
Tu jeszcze coś o Einsteinie:
http://mojawiarakatolicka.blox.pl/2011/ ... stein.html
Myślę, że warto byłoby przeczytać książkę napisaną przez Einsteina pt: "Bóg a nauka", którą napisał w 1921 roku.
Skoro są mądrzejsi ludzie ode mnie, bo zajmują się czymś, o czym ja nie mam zielonego pojęcia, to dlaczego nie może istnieć ktoś mądrzejszy od nich, ktoś, kto będzie stał i panował ponad wszystkim, a kogo nie będziemy w stanie na żywe oczy zobaczyć. Świat byłby za prosty, gdyby istniała tylko nauka empiryczna, za proste byłoby wszystko, gdyby już zostało odkryte.
Jak niedoskonałym tworem jest człowiek dowodzi fakt, że przychodzi na świat i odchodzi, czy mu się to podoba czy nie. Dlaczego nauka empiryczna, skoro jest tak doskonała i potrafi wszystko udowodnić, nie opracuje leku na nieśmiertelność, dlaczego choćby nie spowoduje tego, że człowiek będzie żył przynajmniej 200 lat? Ano dlatego, że ponad nauką jest Bóg, który nie ma określonego wyglądu (a jeśli nawet ma, to dla osoby wierzącej nie jest niezbędne to, by wiedziała, jak on wygląda, po prostu istnieje i już)...
Zbyt zawiłe to wszystko, by osoby niewierzące mogły w ten stan rzeczy uwierzyć, nieprawdaż? Dla ateistów muszą istnieć namacalne dowody na wszystko, w przeciwnym razie nie uwierzą...