Podaż "markowych" Bulldogów była duża, ale popyt wielokrotnie ją przewyższał.
Przynajmniej w USA w tamtym okresie, to był autentyczny szał mody na tego typu ustrojstwa.
Wszystko szło jak woda.
Podróba zawsze miała większe zainteresowanie i wzięcie publiki, niż niemarkowy, aczkolwiek podobny produkt! Zawsze działała tu ludzka próżność.
Piractwo przemysłowe było przecież wynalezione już w czasach antycznych!
Nabicie kilku "markowych" punc nie podwyższało jakoś kosztów produkcji podróby, a pozwalało dodać kilka groszy do ceny wyrobu, bo cena "autentyka" była minimalnie, ale jednak wyższa niż jakiegoś tam "anonima".....czysty zysk.
Ej tam Rolexy za 20 dolarów. Zapomnieć.
Rozejrzyj się wokół i popatrz ile to pań naokoło nas paraduje z torebkami Luis Vitton, Gucci, Armani i wielu innych sruci-fruci!
Oryginały to po kilka tysięcy zielonych, a tu naraz połowa bab w mieście z nimi paraduje.....bo na bazarze Gucci leżą na stosach po 50 złotych za dwie*. Chodzi o obiekt pożądania społecznego. Ile to bawełnianych podkoszulek, czy też czapek bejzbolówek z logos znanych marek zostało wyprodukowanych na licencji?. A przecież mówimy o rzeczach groszowych, a jednak opłaca się je cały czas podrabiać.
I każdy jest zadowolony! A co ważniejsze, każdy na tym odnosi korzyści finansowe. zarówno "producenci", sprzedający, jak i kupujący.
(Chociaż ci "oryginalni", to jednak tracą).
Wracając do produkcji broni. Przecież to te całe zagłębie produkcji broni w kraju Basków w Hiszpanii, w zasadzie żyło z produkcji mniej lub bardziej oficjalnych reprodukcji. Liege w Belgii nie było lepsze pod tym względem.
Gdzieś ma zdjęcia chińskich podróbek Mauzerów i Lugerów, oraz Coltów wyprodukowanych w Azji około tak z grubsza 100 lat temu.
Punce były niby w alfabecie łacińskim, ale dla Europejczyka, czy też Amerykanina, nie mają one żadnego sensu.....przypadkowy zlepek liter.
Ale odwracając, gdyby ktoś nam pokazał jakąś zabytkową chińską wazę oznakowaną całą litanią jakiś napisów, to ilu z nas by potrafiło się w tym połapać? Każdy może coś tam naskrobać (nawet pan Józio...lokalny garncarz, wytwarzający gliniane dzbanki) i reklamować to jako autentyk!
Nawet z tym konkretnym Bulldogiem o którym mówimy, mamy problemy z identyfikacją. Mamy przecież wszyscy dostęp do materiałów źródłowych, katalogów, zdjęć i.t.d.
Przeciętny nabywca te głupie 100 lat temu tego oczywiście nie miał. Nie było więc możliwości dla przeciętnego nabywcy, ażeby sprawdzić, czy kupowany rewolwer, zachwalany jako "oryginalny angielski Bulldog", nie został wykonany dwie ulice dalej w lokalnym warsztacie.
Dlatego ta dziwna mieszanka znaków na tym egzemplarzu, daje mi dużo do myślenia. Jak już wcześniej napisałem, mógł być on równie dobrze wyprodukowany w Liege w Belgii, w Eibar w Hiszpanii, albo New Haven, Connecticut!
Wziąwszy przede wszystkim pod uwagę ten napis na górze ramy: "British Bull-Dog". (To była ta "brytyjska marka" którą wszyscy chcieli mieć, a która wręcz magicznie przyciągała kupujących).
*Autentycznie nie wiem ile podróby damskiej mody kosztują. Cyfry więc są wyssane z małego palca, bo wyssane spod dużego palca, to mogły by być one zbyt dokładne.