
Ciekawe byłoby wyśledzenie pierwowzorów korkowców tłuczonych z blachy. Mój pierwszy, o ile pamiętam, to była atrapa jakiegoś kieszonkowca, może FN. Mały był skubaniec, pamiętam jak szedłem do sąsiadów na wsi ubrany w marynareczkę komunijnego ubrania - w wewnęrznej kieszeni był korkowiec. Szło się na oglądanie "Świętego". Do westernów taki anturaż nie pasował

Następny korkowiec był większy ale i tandetniejszy, poza tym nie był atrapą niczego. Raz nabiłem go nie odciagnąwszy kurka - skubaniec wybił mi kciuk - te korkowce to jednak była broń!

Z kapiszonowców pamiętam coś na kształt SIG-a 210, no i jeszcze godna pozazdroszczenia TT-ka kolegi. Miała prawdziwą gwiazdę i prawdziwie suwany zamek!
Smutne tylko to, że moje odprzodowe bębenkowce nie cieszą jak kiedyś te polistyrenowe spluwy. Do klekotów-CZ-ek na strzelnicy nie czuję jakoś sentymentu, choć estetycznie, pistolet fajny. AK - ta pokraka bez zdecydowanej linii, w wydaniu naszym klubowym w dodatku (nie wiadomo który egzemplarz strzela nie wiadomo jak) nie wzbudza we mnie zbytnich emocji. Fajnie mi się rąbie z długiego Enfielda 1853, gdy się przygotuje patrony to nawet żwawo strzelanie idzie, twardy, wojskowy spust i strzał z przytupem, szkoda tylko że wiaty okolicznych strzelnic za niskie są na karabiny odprzodowe (te z 39" lufami, nie knypki pokurczone

Cała obawa przed pójściem w stronę "nitro" to ilość potrzebnej amunicji. Odprzodowce wymuszają bardziej medytacyjne strzelanie, jak już ktoś się przyzwyczai albo ma to we krwi to pięknie. Dla wszystkich goniących za "instant gratification" to musi być cierpienie. Stąd pewnie ta spora ilość kupujących cp ale stosunkowo niewielu na strzelnicach.
Gdybym jeszcze "nitro" popełnił to albo bym zdechł zgłodu wydając wszystko na ammo albo zaharował się na śmierć zarabiając na ammo, w żadnym z przypadków bym wiele nie postrzelał,
