Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

Broń czarnoprochowa

Moderator: Moderatorzy

Wiadomość
Autor
pedro74
Posty: 465
Rejestracja: 27 marca 2011, 23:20
Lokalizacja: Potsdam (Niemcy)

Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#1 Post autor: pedro74 » 30 maja 2012, 23:42

Dobry wieczór wszystkim. Mając dziś wieczorem trochę wolnego czasu i przeglądając różne strony, znalazłem taki oto link:
Jako, że Hickok który był znany głównie jako rewolwerowiec oraz którego opis jest w tym linku przeżył większość swojego krótkiego życia w 19 wieku, to zamieszczam ten post w tym dziale.
Nie przepadam za grą w karty i nie jestem karciarzem, to jednak zaciekawił mnie między innymi jeden opis, a mianowicie moment śmierci Hickoka z kartami w rękach, od którego to momentu w grze/grach karcianych? używa się kombinacji kart - figur, która ma swoją nazwę i która to nazwa właśnie wzięła się od momentu śmierci Hickoka. Tak oto przedstawia to Wilkipedia:
"W chwili śmierci Hickok rzekomo trzymał w dłoni parę asów i parę ósemek, wszystkie czarne, i waleta lub damę karo (czerwoną)[40]. Od tego czasu taki układ kart nazywany jest "ręką umarlaka"[40]."

Zaciekawiła mnie również sama kwestia pojedynków rewolwerowych i zasady na jakich się one wtedy odbywały. Między innymi czy były one zgodne z prawem, czy też odbywały się one nielegalnie...

Phouty (jak już ochłoniesz po powrocie żony i po otrzymanym przez nią wpie..dol :mrgreen: ) w szkołach amerykańskich uczą na historii o tym Hickoku i faktycznie przedstawiają go jako bohatera? Z opisu jasno widać, że gość ten ma nawet postawiony pomnik na cmentarzu w Deadwood.


http://pl.wikipedia.org/wiki/Dziki_Bill_Hickok
Strzelam z:
Diana 24, 4,5 mm (okazyjnie)
Walther CP 99, CO2, 4,5 mm (okazyjnie)
Flobert ME 38 Magnum, 6mm short (okazyjnie)
Artax Mortimer, 43
Uberti Remington 1858, 45
Uberti Cattelmann 1873 Stallion, 22 lr.
CZ 75B, 9mm
CZ 75B Kadett, 22 lr.
Będę strzelał z:
Uberti Cattelmann 1873, 45 Long Colt
Winchester 1866 lub 1873, 45 Long Colt

Xarn
Posty: 96
Rejestracja: 1 listopada 2009, 23:56
Lokalizacja: ok. Bielska-Białej
Kontakt:

Re: Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#2 Post autor: Xarn » 31 maja 2012, 08:40

Z tego co wiem to nie było praktycznie żadnych pojedynków w tamtym okresie - przynajmniej nie było takich które można oglądać na westernach, tj. 10 kroków, zegar na ratuszu wskazujący 12:00 etc. :lol:

Wg. mnie nikt by nie wytrzymał tych 10-ciu kroków.
Tak na chłopski rozum - ludzie robią falstart np. jak są biegi na 100m na Olimpiadzie, emocje robią swoje. A co dopiero taki falstart gdy chodzi o nasze życie! Ja co najwyżej na 2-gim kroku już bym się obrócił i "zfannował" cały bębenek w plecy oponenta :twisted:
Tak samo jak zginął sam Bill - Wszedł chłop do baru, wymierzył w łeb i bum. Tyle jeśli chodziło o honor.

Jeśli ktoś zna jakieś udokumentowane przypadki pojedynków to bardzo prosiłbym przedstawić - może jednak moje dzeciństwo i wyobrażenia apropo dzikiego zachodu da się jeszcze uratować! :lol:

Pozdrawiam serdecznie!

Phouty
Posty: 5468
Rejestracja: 25 sierpnia 2008, 05:05
Lokalizacja: Terytorium Pod Obcą Okupacją

Re: Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#3 Post autor: Phouty » 31 maja 2012, 18:53

Z tego co wiem, to nie było w podręcznikach do historii zaaprobowanych u mnie w Kalifornii jakieś 15 lat temu, gdy mój syn uczęszczał szkoły specjalnie wydzielonego tematu p.t. "wild west".
Po pierwsze, ale w tamtych czasach to był "normalny zachód", gdzie osiedleńcy (przeważnie imigranci z innych krajów) pracowali bardzo ciężko, ażeby utrzymać swoje "homesteads" i nakarmić całą masę swoich dzieci, które się wtedy masowo produkowało, ażeby mieć tanią siłę roboczą.
Nie pozostawało więc czasu na "przewalanki w barze".
Oczywiście były przestępstwa i byli zawodowi przestępcy, ale oni się koncentrowali na wybrzerzach, czyli w okolicach Nowego Jorku i San Francisco, bo tam była kasa!
Na dzikim zachodzie nie było kasy....to znaczy była, ale innego typu, bo trzeba było tą kasę zdobyć pracując ciężko na roli po 18 godzin dziennie!.
Z paru luźnych książek wiem, że w tamtych czasów nie traktowano różnych desperados (po obu stronach prawa) z jakimś specjalnym szacunkiem czy uwagą społeczną, ot jeszcze jedna obca twarz i nic nie mówiące nazwisko w tłumie.
Legendy oczywiście powstawały, ale to było dopiero pod koniec XIX wieku, gdzie był rozwój fikcyjnej literatury przygodowej (często bazowanej na autentycznych wypadkach) i właśnie te postacie historyczne, zaczęły wtedy nabierać charakteru "bohaterów ludowych" i zacząto im przypisywać coraz więcej wyczynów, a te autentycznie istniejące, znacznie wyolbrzymiano i "podkolorowywano". Wcześniej, to poza małymi wzmiankami w lokalnych gazetach nikt się w zasadzie nimi nie interesował
Oczywiście przełom przyszedł z rozwojem filmu i telewizji........i dorobiliśmy się "olbrzymich bohaterów z dzikiego zachodu" i właśnie wtedy powstał mit, czyli dopiero na początku XX wieku i mieszał się on z mitem "gangsterów" z okresu prohibicji.
Jeżeli dochodziło do jakiś tam bijatyk, to były one raczej na pięści, noże, czy też inne narzędzia, jak widły, łopaty i.t.d.
Broń była zbyt droga i zbyt "egzotyczna" (wbrew pozorom, co dzisiaj o tym myślimy), ażeby ją "marnować" na nieistniejące pojedynki.
Jeżeli już dochodziło do użycia broni palnej, to oczywiście strzelało się w plecy, lub zza węgła!

Xarn słusznie zauważył tą analogię ze sprintem na 100 metrów na olimpiadzie!
Super porównanie!!!

Poza tym, to jak wskazują spisy powszechne, tego typu "westernowe miasteczka", jakie my znamy z filmów fabularnych, to praktycznie nie istniały. Farmy były rozrzucone po dużych terenach, a lokalny "trading post", kowal, czy też "targowisko", gdzie spotykali się farmerzy, ażeby dokonywać handlu wymiennego, to liczyły kilkanaście do kilkudziesięciu osób.....w porywach. Były oczywiście wyjątki, czyli tak zwane "boom towns", gdzie populacja bardzo szybko wzrastała do kilku nawet tysięcy ludzi, ale te miasta tak samo szybko ginęły, jak i powstawały.
To właśnie w tych "boom towns", odbywała się przytłaczająca większość "akcji".

No i do wszystkiego dochodzi także w miarę współczesna romantyzacja zawodu nisko płatnego i sezonowego robotnika rolnego.....zwanego dzisiaj kowbojem.
Więcej legend dzięki książkom przygodowym, no i oczywiście ludziom z Hollywood!
No good deed goes unpunished.
Μολων λαβε
"Przykro mi ale demokracja daje tylko złudzenie udziału we władzy." [bartos061]

Uriasz
Posty: 1482
Rejestracja: 29 grudnia 2008, 17:15
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Re: Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#4 Post autor: Uriasz » 31 maja 2012, 20:15

Xarn ...znalazlem cos takiego
Panowie Littlefield i Watson mieli odmienne zdanie w pewnej kwestii .Watson był szybszy i pierwszy wyciągnał rewolwer strzelił i nie trafil, jeszcze raz strzelił -znow pudlo ,w tym czasie Littlefield zdołał wyciagnąc bron ale gdy strzelił odpaliły 2-komory i rewolwer nadawał sie na złom.Siostrzeniec Littlefielda podrzucił mu drugi rewolwer ale ten dla odmiany odmowił posłuszenstwa juz przy 1-strzale :lol: Watson tymczasem strzelał dalej do stojacego o kilka krokow i naprawiającego rewolwer Littlefielda. Wystrzelił cały bębenek i nie trafił :lol: więc schował sie za pobliskie drzewo zza ktorego obelzywie wyrazał sie o panu Littlefieldzie. Littlefield zdołał naprawic rewolwer i gdy Watson nierozwaznie wychylił sie zza dzewa by dalej go wyzywac ,strzelił w jego kierunku.Strzał był smiertelny prosto w serce.( pozniej Littlefield przyznał sie ze celował w głowe)
...qrcze komedia pomyłek jednym słowem :wink:
link do tekstu i dyskusji http://www.forum.blackpowder.pl/viewtopic.php?t=80

Niestety obawiam sie ze po lekturze tego tekstu ( i podobnych) Twoje wyobrazenia dotyczace Wild West`u :lol: moga legnąć całkowicie w gruzach :wink:

Awatar użytkownika
waliza
Site Admin
Posty: 9663
Rejestracja: 30 marca 2004, 21:28
Lokalizacja: Teneryfa, albo inna wyspa z taka samą flagą
Kontakt:

Re: Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#5 Post autor: waliza » 31 maja 2012, 23:16

Niestety to co nam dzisiaj serwuja filmy i literatura to kity- mity. Dobrze opisane jest to u Bidzinskiego w " Mechanicy i stylisci" :

" Bron noszono wysoko, czesto przykryta- wokol byl brud i kurz albo bloto"

"Strzelano do siebie najczesciej po zmierzchu-zza wegla i w plecy"

" Frank Stilwell zabil Morgana i ranil Wyatta Earpa stzrelajac przez szybe do sali bilardowej"

Joseph G. Rosa, ("Gunfighter, man or myth?" Norman,Oklahoma 1969) ktory usilowal okreslic ilosc zabitych na Dzikim Zachodzie ludzi stwierdzl , ze w latach 1865-1900 liczba ofiar strzelanin oscyluje okolo 600. Ni ejest to duzo. W Nowym Jorku w 1866 zamordowano 799 osob. Oczywiscie dane sa niepelne. Zastrzeloncyh gdzies na pustyni nigdy statystyka nie obejmie. Rosa oparl sie na jakichs zarejestrowanych wypadkach. W latach 1870-1885 w pieciu najwiekszych "boom towns" odnotowano 55 zastrzelonych ( bialych bo indian nikt nie liczy)
nie chcę mieć racji, szukam prawdy/ Baikal 27/ Weatherby PA08/ Hatsan Escort Magnum.

Xarn
Posty: 96
Rejestracja: 1 listopada 2009, 23:56
Lokalizacja: ok. Bielska-Białej
Kontakt:

Re: Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#6 Post autor: Xarn » 1 czerwca 2012, 13:30

Uriasz, błąd! Dowartościowałeś mnie! - Ja też bardzo często nie umiem trafić ze swojego rewolweru w tarczę i myślałem, że to tylko ja jestem taki lewy na tym świecie i mam scentrowane oczy :D
A co do wyobrażenia dzikiego zachodu, całkowicie się obrażam, idę szlochać pod kołderkę.

Pozdrawiam serdecznie! :)

Awatar użytkownika
variag
Posty: 1004
Rejestracja: 31 marca 2004, 08:34

Re: Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#7 Post autor: variag » 3 czerwca 2012, 17:50

Tak samo jak zginął sam Bill - Wszedł chłop do baru, wymierzył w łeb i bum. Tyle jeśli chodziło o honor.
To nie był pojedynek a zwykłe zabójstwo.
Jeśli myślicie że każdy dorosły facet w tamtych czasach to trzęsidupa z pampersem w spodniach to się wielce mylicie.
Jeśli ktoś zna jakieś udokumentowane przypadki pojedynków to bardzo prosiłbym przedstawić - może jednak moje dzeciństwo i wyobrażenia apropo dzikiego zachodu da się jeszcze uratować!
Ot choćby pojedynek na białą broń Jamesa Bowie.
Lub ten w OK Coral.
Strzelam bo lubię!
I strzelał będę do końca życia.
No, chyba że wcześniej umrę...

Xarn
Posty: 96
Rejestracja: 1 listopada 2009, 23:56
Lokalizacja: ok. Bielska-Białej
Kontakt:

Re: Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#8 Post autor: Xarn » 3 czerwca 2012, 21:27

Variag -Przecież to oczywista oczywistość, że było to zabójstwo.
Co do trzęsidupów - To, że ktoś drugiemu strzela w plecy to wg. mnie nie zawsze oznaka strachu.
Honor to cnota, przynajmniej był nią jakieś 500 lat temu :twisted:

Pozdrawiam serdecznie!

dexter 1990
Posty: 3726
Rejestracja: 6 lutego 2005, 21:23

Re: Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#9 Post autor: dexter 1990 » 7 czerwca 2012, 15:31

Strzelanie w plecy zza winkla jest zdecydowanie zdrowsze dla strzelającego...

Staruch44
Posty: 44
Rejestracja: 6 marca 2011, 19:04

Re: Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#10 Post autor: Staruch44 » 10 czerwca 2012, 11:37

Te pojedynki jakie ogląda się na filmach, to wymysł realizatorów na użytek widza. Film ma przynieść kasę, a więc ma być dla widza atrakcyjny i z dreszczykiem. Fabuła a dokument, to dwa różne światy.
W tamtych czasach jedynym dokumentem jaki był stosowany, to był rysunek czy rycina, które też można było "podkolorować". Dopóki nie wynaleziono aparatu fotograficznego, o rzetelnym dokumencie nie można mówić. Jako taki obraz pojedynków strzeleckich na Wild West można jeszcze zobaczyć na rysunkach Frederica Remingtona, który był w tamtym okresie coś na kształt "reportera rysunkowego".
I fabuła filmowa westernów nijak się ma do rzeczywistości przedstawionych w jego rysunkach.
Ponadto coś niecoś można dowiedzieć się o takich strzelaninach z reportaży Marka Twaina, który kilka lat przebywał na Dzikim Zachodzie.
Tak że te strzelaniny, które nam serwują w filmach nie pokrywają się z rzeczywistością.
Weźcie pod uwagę choćby dzisiejsze filmy fabularne wojenne, a fotoreportaż wojenny. Nawet "lejek" zauważy różnicę miedzy filmową "fikcją wojenną", a rzeczywistością ukazaną w fotoreportażu.
No ale większość homo sapiens lubi "podkolorowany dreszczyk" i stad mamy zwichrowany obraz faktów historycznych.
A niech tam!

Phouty
Posty: 5468
Rejestracja: 25 sierpnia 2008, 05:05
Lokalizacja: Terytorium Pod Obcą Okupacją

Re: Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#11 Post autor: Phouty » 11 czerwca 2012, 03:36

Taaak, co ciekawsze, to sam Dziki Bill brał udział w tej romantyzacji zachodu!
Był on przecież zatrudniony przez Buffalo Billa przez 10 lat w tym jego objazdowym cyrku zwanym "Buffalo Bill's Wild West", który na przełomie XIX i XX wieku był tak popularny w USA, w Europie i także na samym....."dzikim zachodzie" w Ameryce. :lol:
To samo jest obecnie w Polsce ze wszystkimi grupami "rekonstruktorów", którzy wprawdzie jako hobby, uczestniczą w odtwarzaniu "historii".
Buffalo Bill, Bill Hickok i wielu, wielu innych, brało czynny udział w tworzeniu tej legendy dzikiego zachodu, sprzedając bilety na ich własne "shows", gdzie farmerzy z Montany, Wyoming, Dakoty, czy też Nowego Meksyku i Arizony, mogli sobie popatrzeć, jak to ten "dziki zachód" wyglądał......na miejskim rynku, czy też na pobliskiej łące! :wink:

http://en.wikipedia.org/wiki/Buffalo_Bill
No good deed goes unpunished.
Μολων λαβε
"Przykro mi ale demokracja daje tylko złudzenie udziału we władzy." [bartos061]

Awatar użytkownika
variag
Posty: 1004
Rejestracja: 31 marca 2004, 08:34

Re: Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#12 Post autor: variag » 11 czerwca 2012, 17:10

Nie tylko Dziki Bill i Buffalo Bill to byli żołnierze aktorzy.
Podobny los spotkał Alana Delona. Były żołnierz, niezwykle przystojny zagrał w filmie, potem następnym i następnym.
Co nie znaczy że nie walczył w Indochinach.
A kpt David Niven był w czasie II WS komandosem. Wcale nie z Nawarony, prawdziwym takim.
Kiedyś czytałem wywiad z sowieckim reżyserem Grigorijem Czuchrajem.
Ktoś mu w czasie kolaudacji jego filmu zarzucił że film wojenny kręcił najwyraźniej ktoś kto nie wąchał prochu.
A Czuchraj w czasie wojny był oficerem zwiadu czy też destantu i walczył od 1941 roku do 1945. Kilka razy zrzucany był z oddziałem na tyły wroga.
Łatwo wiec kogoś skrzywdzić tym że "poszedł w aktory". Prawda?
:D
Strzelam bo lubię!
I strzelał będę do końca życia.
No, chyba że wcześniej umrę...

Phouty
Posty: 5468
Rejestracja: 25 sierpnia 2008, 05:05
Lokalizacja: Terytorium Pod Obcą Okupacją

Re: Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#13 Post autor: Phouty » 11 czerwca 2012, 20:25

O nie! Nie zrozumiałeś mnie!
Jedna sprawa to samemu przeżywać historię, a co innego tworzenie de facto rewii dla gawiedzi, czyli po prostu objazdowego cyrku poświęconemu konkretnemu tematowi.
Bizness jest biznessem i robili oni na tym świetną kasę. Przed epoką kina, TV "na żywo" i odrzutowych aeroplanów, to była jedyna metoda, ażeby zaspokoić ciekawość gawiedzi, zarówno w samej "cywilizowanej" części Ameryki, jak i w Europie, jak ten egzotyczny dziki zachód wyglądał. Oczywiście było dużo "cyrku", który miał bardzo mało do czynienia z rzeczywistością, ale za to zaspakajał ciekawość ludzi pragnących egzotyki. To że ludzie nieznający sprawy widzieli trochę krzywy obraz zachodu, to już jest inną sprawą. Ostatecznie Hollywood niczym się od tego dzisiaj nie różni, poza samą technologią "sprzedawania marzeń" gawiedzi.
(Zresztą wystarczy pójść do Disneyland, ażeby się przekonać, jak się powinno "sprzedawać historię", na przykład piractwa morskiego. Ale my "kupujemy" ten wesoły obrazek piratów z Karaibów, chociaż doskonale wiemy, że rzeczywistość była kompletnie inna, bo przecież nie będą pokazywali w Disneyland potoków krwi, czy ucinania głów i gwałcenia kobiet).
Rzeczywistość oczywiście była bardziej szara i mniej egzotyczna. Ale "szara egzotyka" by się tak dobrze nie sprzedawała, więc trzeba było dorobić różne "elementy artystyczne", ażeby sprzedać jak najwięcej biletów!
No good deed goes unpunished.
Μολων λαβε
"Przykro mi ale demokracja daje tylko złudzenie udziału we władzy." [bartos061]

R0GNAR
Posty: 6
Rejestracja: 5 maja 2005, 10:54
Lokalizacja: DAWNE LESZCZYŃSKIE

Re: Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#14 Post autor: R0GNAR » 16 czerwca 2012, 04:53

URIASZ zamieścił moj wpis na blackpowder o prawdziwym pojedynku ,,amerykanckim" jednak prawdziwe strzelaniny też miały miejsce ot choćby Dziki Bill zabił bo tak było trzeba ale nie raz podkreślał że nie jest ważne kto pierwszy wyciągnie broń lecz kto celniej strzeli.Do tego wspołcześni psychologowie coś przebąkują że Bill miał ciekawy defekt - nie odczuwał strachu i to właśnie było powodem jego skuteczności-był opanowany nawet w ekstremalnych sytuacjach.Inna postac to Billy the Kid amerykancy zrobili z niego rewolwerowca a jego życiorys mowi zupełnie coś innego :)))

Phouty
Posty: 5468
Rejestracja: 25 sierpnia 2008, 05:05
Lokalizacja: Terytorium Pod Obcą Okupacją

Re: Dziki Bill Hickok i pojedynki rewolwerowe

#15 Post autor: Phouty » 16 czerwca 2012, 11:22

Witamy na forum ROGNAR!
Twoje stwierdzenie o psychice Dzikiego Billa, mające wszelkie cechy prawdopodobieństwa w dzisiejszym (psychologicznie nastawionym) społeczeństwie, aczkolwiek bardzo prawdopodobne, nie znajduje niestety faktograficznego potwierdzenia w "poważnej" literaturze traktującej o sprawach dzikiego zachodu.
Otóż mam przypadkowo bardzo poważne opracowanie książkowe, wręcz na moich kolanach, na ten temat autorstwa Josepha G. Roca, p.t. "Age of the Gunfighters", wyd. Smithmark, ISBN 0 83170381 4, która to książka omawia w bardzo obiektywny sposób czasy "dzikiego zachodu" w Ameryce.
Autor jest (oczywiście jest Brytyjczykiem :shock: :shock: :shock: :!: ), jednakże to opracowanie ma znamiona bardzo poważnej publikacji odnośnie poruszanego tematu. (Inaczej bym tego badziewia nie kupił za całe 50 funtów szterlingów w księgarnii na lotnisku Heathrow w Londynie! Cóż, może człowiek być zamknięty przez Her Majesty Queen "prikaz" na tak zwanym lotnisku przez kilka godzin (czekając na połączenie lotnicze), skazujące każdego palacza (papierosów, rozumie się) na niewyobrażalne cierpienia, więc nie pozostaje nikomu kto nie ma samobójczych tendencji, ażeby nie odwiedzić różnego rodzaju przybytków na lotniskach, przeznaczonych dla tak zwanych " veterans" (hej, mimo wszystko, to jestem kochajcym mężem i ojcem, oraz amerykańskim patriotąa tak zwanych "okazji" których jest pełno na amerykańskich lotniskach (w tak zwanych military zones in Europe, z lotniskowymi księgarniami włącznie), nie mam zamiaru "explore", a tym bardziej moja kochająca małżonka!
Okay, dosyć wyżalania się na temat Imć Jej Mości Królowej (God Screw the Queen), pomimo że jej sługusy wygadały się, iż można palić tytoń w "ekskluzywnych" klubach na brytyjskich lotniskach.. Ja uważam osobiście, iż nie ma nic za darmo, ponieważ moi przodkowie ( w tym Polscy też) mnie "ostrzegali" mnie przed zbyt wielką "wolnością", oraz polską "narodowością".
(Cokolwiek by to nie znaczyło.....baby.... Dzisiaj mecz, wygrany ze Szwecją w stosunku 3:2 ), a jak każdy wolny obywatel w tym moim bajkowym Obamalandzie, nie obawiam się, ażeby wykrzyknąć hasło.......Whobamma, ty jesteś mother fucker wielkim przestpcą w tym pięknym kraju, of "the home of the free"!
No good deed goes unpunished.
Μολων λαβε
"Przykro mi ale demokracja daje tylko złudzenie udziału we władzy." [bartos061]

ODPOWIEDZ