Jednak jeśli w pociskach drugiej generacji początkowo stosowano flarę, a później lampę podczerwoną, to chyba można pisać o jakiejś tam "analizie obrazu", skoro jakiś tam system elektrooptyczny był w stanie "zobaczyć" flarę i ją śledzić. No i rozumiem że zarówno ta flara, jak i światło podczerwone, były widziane przez system elektrooptyczny również w nocy (być może nawet w nocy system miał mniejszy problem zobaczyć flarę niż w dzień)Speedy pisze:Nie, znacznie prościej, przez układ podobny do stosowanego w rakietach plot. z samonaprowadzaniem na podczerwień. Problem ze śledzeniem pocisku - wzrokowym - występował już wszak przy 1. generacji. Trudno sobie wyobrazić, by operator dostrzegał niewielką przecież rakietę z odległości kilometra czy kilku. W rakiecie była więc flara - ładunek pirotechniczny, który spalał się przez kilkadziesiąt sekund, dając jaskrawy płomień, dobrze widoczny nawet w dzień. W pociskach 2. generacji początkowo korzystano z tego samego (flara), potem gdy elektronika poszła naprzód i detektory stały się bardziej czułe, flarę zastąpiła lampa podczerwona, później też zwykle z kodowanym światłem
Przy czym jeśli początkowo nie stosowano kodowanego światła podczerwonego, to chyba można przyjąć że zarówno w przypadku flary, jak i lampy podczerwonej nie generującej kodowanego światła, mogły wystąpić zakłócenia przy działaniu w tej samej chwili kilku systemów naprowadzania współpracujących z kilkoma wystrzelonymi pociskami
To kierowanie przypomina mi trochę to co jest stosowane w przypadku nowoczesnych czołgów, ale pozbawionych "autotrackera". To znaczy, przy strzelaniu do ruchomego celu też w przypadku tych czołgów chyba trzeba "prowadzić" cel w celowniku aby elektronika wypracowała wyprzedzenie. Choć w przypadku czołgu to wyprzedzenie jest realizowane obrotem wieży (armata celuje przed cel), a w przypadku tego pocisku o którym piszesz to wyprzedzenie było realizowane autopilotem. Przy czym choć masz rację że ten system słaby by się sprawdzał w przypadku PPK (czy tam "PPK") przeznaczonego do strzelania na duże odległości, to jednak pocisk przeciwpancerny z armaty czołgowej leci na tyle szybko, że ten system raczej dobrze sprawdza się w tym przypadku, mimo tego że z armat czołgowych też strzela się na duże odległościSpeedy pisze:Przede wszystkim, jak na PPK to nie byłby zbyt dobry pomysł - kwestia ruchomego celu. Ale w jakiejś broni bliskiego zasięgu, czemu nie. W zasadzie to jest coś takiego, SRAW (Predator), czy powiedzmy było, bo chyba już wycofany. Pocisk miał takie właśnie kierowanie programowe, tylko ociupinę mądrzejsze: celując do ruchomego celu (czołgu) strzelec prowadził go chwilę w celowniku - w tym momencie następował pomiar odległości i wyliczenie punktu spotkania - potem strzelał i pocisk kierowany przez autopilota leciał do owego wyznaczonego punktu spotkania, gdzie trafiał w cel (a w zasadzie przelatywał nad nim i eksplodował, to była broń klasy top-attack z głowicą EFP skierowaną poprzecznie do osi pocisku, pionowo w dół). No i SRAW miał "kierowane" oznaczenie, FGM-172. Jakby go uważano za niekierowany toby tylko jakieś takie typu Mxx dostał (jako amunicja).